OPERA NOVA W BYDGOSZCZY - O jaskółce, co kochała muzykę


Jeśli widzisz szklankę do połowy pełną, Bydgoszcz Cię zachwyci, jeśli jest odwrotnie, to będziesz co najmniej zaskoczony. To niezwykłe miasto wygodnie ułożone w ramionach Brdy jest w ostatnich latach wyraźnie na fali wznoszącej. Pięknie zrewitalizowana industrialna architektura, mnóstwo zieleni, galerie, muzea i ona, Opera Nova, która niczym diwa zachwyca krągłościami, kokieteryjnie odbijającymi się w tafli rzeki.

Nikt, kto jest tu ze mną dłużej, nie będzie zaskoczony, jeśli przyznam, że do Bydgoszczy przyjechałam właśnie dla niej. Jestem melomanką i moje podróże często inspiruje miłość do muzyki i świata opery. Nie inaczej było tym razem, szczególnie, że miałam ogromną przyjemność uczestniczyć w organizowanym tu w maju Bydgoskim Festiwalu Operowym. W tym roku było wyjątkowo, bo jubileuszowo, a to szczególne operowe święto odbywało się już po raz trzydziesty!


Okazuje się, że Bydgoszcz to miasto z imponującymi tradycjami muzycznymi. Muzykuje się tu od XVI wieku, a pierwsze spektakle operowe wystawiane były przez wychowanków dawnego Kolegium Jezuickiego. w późniejszych latach muzyczne tradycje kontynuowała głównie bogatsza, niemiecka część mieszkańców miasta. Paradoksalnie sytuacja zmieniła się diametralnie dopiero po II wojnie światowej, kiedy do Bydgoszczy przybył wybitny Polak, o iście niemieckim nazwisku - Schwalbe.


Urodzony w Warszawie, młody student prawa, Andrzej Jan Schwalbe przyfrunął do Bydgoszczy z Ciechocinka i nieźle namieszał. Piszę przyfrunął, bo jego nazwisko po niemiecku oznacza jaskółkę. Tak też symbolicznie pamięć o nim wpisana została w jedną z najbardziej charakterystycznych rzeźb w mieście. “Przechodzącemu przez rzekę“ balansującej nad Brdą rzeźbie Jerzego Kędziory towarzyszy właśnie maleńka jaskółka.


A jest o czym pamiętać, bo Andrzej Schwalbe na zawsze odmienił smutne oblicze Bydgoszczy, a żeby się o tym przekonać, zabieram Was do jego królestwa, czyli do Dzielnicy Muzycznej. Mimo wykształcenia prawniczego, nigdy nie pracował w zawodzie. Jego pasją była sztuka, a największą miłością Bydgoszcz. W historycznych annałach czytamy, że mieszkańcom miasta dał się poznać w nietypowych okolicznościach, kiedy to po jednym z koncertów wygłosił płomienną mowę na temat przyszłości muzyki w Bydgoszczy. Wizję swą realizował w trudnych czasach Polski Ludowej i później, niestrudzenie aż do swojej śmierci w 2002 roku.


To dzięki jego staraniom w 1958 roku w północnej części miasta powstał budynek Filharmonii Pomorskiej, a jej zespół, po wielu perypatiavh, mógł wreszcie spokojnie pracować nad repertuarem, nie martwiąc się o pieniądze. Trzeba przyznać, że jak na tamte czasy była to jedna z najbardziej nowoczesnych scen muzycznych nie tylko w Polsce, ale i w Europie, a jej akustyka ceniona jest przez profesjonalistów do dziś.


Ci, którzy poznali Andrzeja Schwalbe, podkreślają, że był człowiekiem niezwykle skromnym, a nawet niepozornym. Ciemny garnitur, grube brązowe okulary, wyświechtana skórzana aktówka sugerowała raczej skromnego księgowego i dopiero kiedy zaczynał mówić o swoich planach i marzeniach, budził się w nim prawdziwy wizjoner. Coś w tym musiało być, skoro był w stanie zjednywać sobie przychylność zarówno urzędników aparatu państwowego jak i wielkich artystów takich jak Górecki, Penderecki czy Kilar, którzy pozostawali z nim w przyjacielskich stosunkach, gościli na koncertach, a nawet, jak ten ostatni, pisali utwory dla Bydgoszczy.


Filharmonia to jednak było dla dyrektora Schwalbego za mało. Sztukę postrzegał bowiem bardzo szeroko, nie poprzestając jedynie na muzyce. To z jego inicjatywy wokół budynku filharmonii powstały kolejne: obecny Zespół Szkół Muzycznych im. Artura Rubinsteina i Akademia Muzyczna im. Feliksa Nowowiejskiego. Jego dzieło kontynuują inni, oprócz pomników znanych kompozytorów, w pobliskim parku Kochanowskiego, powstał mural Anioły i nuty, muzyczny plac zabaw i multimedialna fontanna w kształcie organów, która latem cieszy odpoczywających tu mieszkańców i turystów. Co ciekawe, dzielnica częściowo wyłączona jest z ruchu kołowego, tak, aby spacerujący tu ludzie mogli słyszeć dobiegającą z sal prób muzykę. Niesamowite wrażenie wyciszenia i możliwość kontemplacji sztuki w otoczeniu bujnej zieleni miejskiej i pięknej przedwojennej architektury.


Wśród dokonań Schwalbego wymienić warto także rewitalizację dworu w Ostromecku z imponującą kolekcją starych fortepianów, założenie najstarszego w Polsce zespołu muzyki dawnej Capella Bydgostiensis (starszego o 10 lat od naszej krakowskiej Capelli Cracoviensis!) i organizację licznych festiwali muzycznych. Dacie wiarę, że w najlepszych latach w niewielkiej Bydgoszczy odbywało się nawet 40 festiwali muzycznych i sympozjów rocznie!


Można powiedzieć, że wszystko szło Schwalbemu gładko, dopóki nie zamarzył o operze. W mieście od kilku lat działało Studio Operowe utworzone przez bydgoską śpiewaczkę i działaczkę Felicję Krysiewicz, ale mimo powodzenia wśród publiczności, nie udało im się pozyskać własnej sceny. Na pomoc artystom przyszła nasza “jaskółka” i swoim zwyczajem przekonała władze w Warszawie, że Bydgoszcz zasługuje na operę. Patrząc dziś na imponujący, nieco nawet futurystyczny budynek, trudno uwierzyć, że to projekt z 1961 roku. Tak się jednak złożyło, że budowa opery trwała ponad czterdzieści lat. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że to bydgoska Sagrada Familia, bo podczas pierwszego przedstawienia w 2006 roku, budynek był właściwie w stanie surowym. Ostatnie prace we wnętrzach, w tym zjawiskowe oświetlenie, ukończono w 2017.


Na tym nie koniec perypetii budowlanych, bo opera znów jest w rozbudowie. Do trzech gotowych kręgów, dołączy czwarty, tworząc z lotu ptaka kształt czterolistnej koniczyny. I choć inwestycja miała zakończyć się w 2022 roku, to dwa lata później przed operą wciąż mamy plac budowy. Zarządzający operą, jak w Barcelonie, są już chyba przyzwyczajeni, do tych niedogodności, bo instytucja funkcjonuje prawie normalnie. Jedyny problem, to zrobienie zdjęcia bez dźwigu w tle. Jak to wszystko kiedyś szczęśliwie się zakończy, to Bydgoszcz będzie miała najbardziej okazałą operę w Polsce.


Miejmy nadzieję, że kulinarnie też się to miejsce rozwinie. Póki co w budynku mieści się ekskluzywna restauracja, która świeci pustkami i bistro, które lata świetności ma już dawno za sobą. Ten drugi lokal broni się jednak kuchnią w naprawdę konkurencyjnych cenach, więc śniadanie w operze, czemu nie 😜.


W środku jednak, pod wzgledem artystycznym, wszystko działa perfekcyjnie i szybko zapominam o bałaganie na zewnątrz. Przychodzę odpowiednio wcześniej, aby nacieszyć się wnętrzem i poobserwować tutejszą społeczność melomanów. Zachwycam się przede wszystkim górnym lobby, a w szczególności przepięknymi, nowoczesnymi lampami w kształcie gniazd. To design na najwyższym poziomie i aż ściska mi się serce ze smutku na wspomnienie białych, ikeowskich stolików w holu krakowskiej opery. Cóż już Penderecki żałował, że Kraków nie doczekał się swojej “jaskółki”.  




Sala koncertowa na ponad 800 osób też robi wrażenie, a spektakl w ramach XXX Bydgoskiego Festiwalu Operowego był po prostu zjawiskowy. Francuska ekipa z Avignon dała czadu, łącząc operę z elementami hip-hopu. Widać, że w Bydgoszczy nikt nie boi się eksperymentów i nieszablonowego podejścia do sztuki. Wielkie brawa, to było niesamowite przeżycie,


Myślę, że Andrzej Szwalbe też podziwiali ten koncert z góry. Gdyby żył, pewnie siedziałby gdzieś w ostatnim rzędzie z małym notesikiem w ręku i nie roniąc ani jednej nutki, od czasu do czasu, starannie zatemperowanym ołówkiem notowałby rzeczy, które jeszcze trzeba zrobić, żeby Bydgoszcz stała się wreszcie drugim Paryżem, Wiedniem czy Berlinem.



P.S. Oczami wyobraźni widzę również jak kreśli list do włodarzy miasta, aby natychmiast zabrać z placu budowy posąg Łuczniczki Novej wstawiony gdzieś pomiędzy kontenerami na zapleczu. To przecież nowy symbol miasta, młodsza siostra słynnej Łuczniczki z parku Kochanowskiego, który od 2013 roku witał gości przed wejściem do opery. Jestem pewna, że na własnych rękach wniósłby statuetkę do budynku lub znalazł dla jej inne honorowe miejsce. Sztuka przecież wymaga szacunku, a czasem nawet odrobiny czułości 😊.


O mojej wizycie w Bydgoszczy więcej przeczytać możecie również w poście: 
BYDOSZCZ - W ramionach rzeki Brdy

Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.

Komentarze

  1. Gratuluję i pozdrawiam serdecznie z Bornego Sulinowa i Szczecinka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo i również serdecznie pozdrawiam 😊

      Usuń

Prześlij komentarz

Obserwuj Instagram!