BAMBERG - Czarownice, wędzone piwo i człowiek na koniu


Bamberg - miasto o niezwykłej, ale i trudnej historii. Pełne średniowiecznych zabytków, winnic i turystów, którzy tłoczą się w wąskich uliczkach i przesiadują w karczmach, popijając z ciekawością charakterystyczne, pachnące dymem piwo - wynalazek i dumę lokalnych browarników.

Do Bamberga przyjeżdżamy w niecałą godzinkę z Bayreuth, które skusiło nas znanym na całym świecie Festiwalem Wagnerowskim, a na miejscu oczarowało dyskretnym pięknem swoich zabytków. O tym dlaczego warto odwiedzić stolicę Górnej Frankonii przeczytać możecie 🔍 tutaj.

Bamberg to kolejna frankońska perełka, choć w zupełnie w innym stylu niż Bayreuth. Nazywane często "miastem szczęściarzem" może pochwalić się największą liczbą oryginalnych, średniowiecznych zabytków. Miasteczko faktycznie miało szczęście. Podczas gdy pod koniec II wojny światowej wiele niemieckich miast zostało zbombardowanych przez aliantów, Bamberg pozostał nietknięty. Spora w tym zasługa istniejącej w mieście fabryki amunicji, którą Amerykanie zaanektowali na swoje potrzeby. A może to wędzone piwo tak posmakowało Jankesom, że żal im było burzyć tutejszych karczm? 🤔


Miasteczko jest niewielkie, więc jeden dzień spokojnie wystarczy na zobaczenie głównych atrakcji, chyba że zamierzacie uprawiać turystykę piwną, to wtedy nawet tydzień może okazać się niewystarczający 😜. Ilość karczm i wyszynków przyprawia o zawrót głowy, choć i tak mam wrażenie, że wszyscy tłoczą się w jednym miejscu. Schlenkerla to zabytkowy browar w samym centrum, gdzie dymione bukowym drewnem piwo warzy już szóste pokolenie rodziny Trum, a wzmianki o tym miejscu pochodzą z XIV wieku. Nie dziwi więc, że do lokalu udało mi się wsadzić jedynie głowę. Tułów już się nie zmieścił. Zresztą nie bardzo chciał, bo nie lubi ocierać się o obce ciała. Wędzonego piwa skosztowaliśmy więc w mniej obleganym miejscu.


Legenda głosi, że do stworzenia pierwszego wędzonego piwa przyczynił się pożar miejscowego browaru, a zdesperowany właściciel, nie mając innego wyjścia, musiał użyć do produkcji spalonego słodu. Prawda to czy nie, piwo wędzone to prawdziwa wizytówka Bamberga. Warto więc choć raz go spróbować. Jeśli nie dostaniecie się do Schlenkerli, do wyboru macie jeszcze takie zacne lokale jak: Spezial, Mahrs, Fässla, Klosterbräu Bamberg, Greifenklau, Keesmann czy Kaiserdom, a po więcej informacji na temat produkcji piwa warto wybrać się do Muzeum Browarnictwa Frankonii na wzgórzu Michała.



Większe ilości złotego trunku proponuję pić jednak po zwiedzaniu. Odkrywanie Bamberga może być bowiem wyzwaniem, nie tylko po alkoholu. Miasteczko, jak Rzym, położone jest na siedmiu wzgórzach i przynajmniej na trzy z nich warto się wspiąć.

Wzgórze katedralne (Damberg) znajduje się najbliżej turystycznego centrum, a dojście z Schlenkerli zajmie Wam zaledwie kilka minut. To zdecydowanie najciekawsza część miasta pełna wspaniałych zabytków.

Zaczynamy od Archikatedry św. Piotra i św. Jerzego, która podczas naszego pobytu była w remoncie i nie mogliśmy w pełni podziwiać jej charakterystycznego kształtu zakończonego czterema niemal identycznymi wieżami. Najlepiej zresztą widać je dopiero ze wzgórza Michała, ale o tym za chwilę. Ta XIII wieczna perełka w stylu romańsko-gotyckim jest jednym z najciekawszych kościołów w Europie, warto więc poświęcić jej chwilę. W środku znajdziecie kilka naprawdę unikatowych rzeczy.


Po pierwsze znajduje się tu jedyny w tej części Europy grób papieski. Pontyfikat Klemensa II był wprawdzie krótki, ale znaczący, bo rozpoczął on tzw. "naprawę kościoła", walcząc między innymi z symonią, czyli handlem urzędami, sakramentami i dobrami duchownymi. Nie wszystkim się to podobało, więc nagła śmierć papieża, po zaledwie kilkumiesięcznym pontyfikacie, mimo abdykacji, mogła być morderstwem na zlecenie, choć zgodnie z dzisiejszą wiedzą zabić mogła go równie dobrze słabość do kobiet lub słodkiego wina. Zarówno leki na choroby weneryczne jak i średniowieczne "słodziki" zawierały bowiem szkodliwe związki ołowiu.

Jeśli chodzi o nagrobki warto zatrzymać się również przy grobach fundatorów katedry Kunegundy i Henryka II. To arcydzieło sztuki sepulkralnej jest dziełem Tilmana Riemenschneidera, który pracował nad nim czternaście lat! Efekt robi wrażenie, nie ma się co dziwić, że stoi w centralnym punkcie kościoła.

Po lewej stronie świątyni dwie inne ciekawostki: krypta z relikwią gwoździa z krzyża pańskiego. Wprawdzie nie do końca wiadomo czy to oryginał, bo "świętych gwoździ" odnaleziono zaledwie trzy sztuki, a przybytków chwalących się takimi relikwiami jest co najmniej kilkanaście, ale przecież nie o kawałek żelastwa tu chodzi…


Oryginalny za to na pewno jest ołtarz boczny dłuta znanego nam dobrze w Krakowie Wita Stwosza, chociaż z dziełem tym związany jest niezły przekręt. Ołtarz został zamówiony przez syna rzeźbiarza Andrzeja dla jego kościoła karmelitów w Norymberdze. W umowie stało, że połowę pieniędzy płaci zakon, a połowę miasto. Tyle, że w międzyczasie miasto zmieniło poglądy i opowiedziało się za Lutrem. Nie zamierzali zatem więcej finansować katolickich wymysłów. Ani Andrzej, ani Wit pieniędzy nie zobaczyli, a spór zakończyli dopiero ich potomkowie. Zamiast pieniędzy jednak odzyskali oni ołtarz z informacją, że mogą go sobie wywiesić wszędzie, gdzie chcą, byle poza Norymbergą. I tak oto właśnie ołtarz trafił do Bamberga.

Na koniec przypatrzcie się dobrze rzeźbie Jeźdźca Bamberskiego. Może Wam uda się wreszcie zgadnąć kogo przedstawia ta imponująca statua. Mimo rozesłania "listu gończego" po całym średniowiecznym świecie, naukowcy do dziś głowią się, czy to któryś z cesarzy, świętych, a może sam Mesjasz na białym koniu…


Oprócz archikatedry na przestronnym placu katedralnym mamy jeszcze dwa okazałe zabytki: Stary Dwór, pięknie zachowany przykład średniowiecznej zabudowy, a po przeciwnej stronie olbrzymią renesansowo-barokową Nową Rezydencję biskupów bamberskich. Poprzestaliśmy na spacerze po Ogrodzie Różanym (wstęp wolny) szczególnie, że zwiedzanie tego przybytku możliwe jest jedynie z przewodnikiem niemieckojęzycznym, więc darowaliśmy sobie tę przyjemność, choć wyczytałam w internetach, że mają tu piękną salę reprezentacyjną i bibliotekę. Wyczytałam jednak również, że biskupstwo w Bambergu ma na sumieniu kilka niefajnych rzeczy.



"W XVII wieku około 1000 kobiet, mężczyzn i dzieci zostało w Bambergu niewinnie oskarżonych, torturowanych i straconych". Tak lakonicznie brzmi napis na tablicy upamiętniającej pogrom "czarownic" w mieście. Kto, co, jak, dlaczego? Nie wiadomo. Zagadką jest dla mnie również to, że pomnik ten nie jest zaznaczony na żadnych mapach (łącznie z mapą google). Również miejscowe Muzeum historii Bamberga milczy na temat "czarownic" (choć może to kwestia bariery językowej, bo ekspozycja jest wyłącznie po niemiecku). Przypadek? A może celowa polityka miasta, by nie mówić głośno o rzeczach trudnych. Szkoda…

Faktem jest, że po niechlubnych czasach inkwizycji, których apogeum przypada na czasy biskupa Johanna Georga II niewiele w mieście zostało. Jedyny budynek, o którym wspominają annały historyczne został zburzony 8 lat po jego wybudowaniu, a jego kamieni użyto do budowy jednego z lokalnych klasztorów. Drudenhaus był jednym z najokrutniejszych domów tortur w całych Niemczech. To tam pastwiono się nad ofiarami, zaczynając od wyrywania paznokci, obcinania palców, po oblewanie wrzątkiem i obdzieranie ze skóry. Stos był już właściwie tylko wybawieniem od wymyślnych katuszy zadawanych przez bogobojnych braciszków z Bamberga. Nie oszczędzano nikogo, jak można wnioskować z pamiątkowego napisu na okrutne tortury i śmierć skazywano nawet dzieci. Nie liczyło się również pochodzenie. Bywało, że ofiarami fanatyzmu stawali się szanowani mieszkańcy miasta, a nawet księża.



Sądząc po ilości zlikwidowanych oficjeli i przejętych po nich majątków, nie wszystkim w Bambergu podobały się biskupie rządy. Zatarg między władzą świecką, a kościelną nie był zresztą w Bambergu niczym nowym. Już w XIV wieku konflikt po obu stronach barykady doprowadził do powstania jednego z najciekawszych zabytków miasta, czyli ratusza na wodzie.

Radni miejscy, którzy nie dostali zgody na budowę własnej siedziby na kościelnych włościach, postanowili wznieść go na … rzece. Ratusz Niezgody do dziś "wisi" więc sobie nad wodami Regnitz, zachwycając turystów. W XVIII wieku średniowieczna bryła została podrasowana barokowo rokokowymi zdobieniami. Uważny obserwator dostrzeże na lewej fasadzie drobny szczegół, a nawet dwa. U góry po ścianie hasa sobie amorek w pełnej okazałości, a u dołu wystaje jedna pulchna nóżka. To na pewno nie jest żadna iluzja, może zatem aluzja, że w razie konieczności kopnie się kogo trzeba 😜.



Trzeba się w Bambergu sporo nachodzić, to prawda, ale warto.
Oprócz wzgórza Katedralnego obowiązkowym punktem programu jest wzgórze Michała (Michaelsberg). Klasztor, który widzimy już z daleka był wprawdzie w remoncie podczas naszej wizyty, ale na szczycie znajdziecie wiele innych atrakcji. Na przykład klimatyczna włoska restauracja ma tak piękny widok na miasto, że lokalsi chętnie wybierają to miejsce na przyjęcie weselne, a nawet na ślub w plenerze. Miłośnicy piwa mogą odwiedzić Frankońskie Muzeum Browarnictwa, o którym wspominałam wcześniej. Najbardziej zachwycający jest jednak spacer wśród winorośli z widokiem na Bamberg. To według mnie najpiękniejsze i najprzyjemniejsze miejsce w miasteczku z sielsko-anielskim klimatem z dala od tłumów, które kłębią się w centrum. Będziecie zachwyceni.



Ścieżką wśród zieleni, a następnie tajemniczą furtką schodzimy do rzeki w poszukiwaniu bamberskiej Małej Wenecji. Dzielnica uroczych kolorowych domków, których okiennice przeglądają się w wodach Regnitz faktycznie duża nie jest, ale może pochwalić się własnymi prawdziwymi gondolierami! Chętni na włoską przygodę w niemieckim stylu, niech zajrzą 🔍 tutaj

Jeśli macie więcej czasu, możecie wybrać się na dłuższy spacer brzegiem rzeki ulicą Mühlwörth. Mijając zabytkową śluzę, dotrzecie do przyjemnej przestrzeni parkowej z kilkoma barami i ogrodem botanicznym.


Na koniec wymyśliłam, że zobaczymy inny, równie słynny z przewodników rejon miasta, Dzielnicę Ogrodników. Jak można się domyślać dawne wiejskie zabudowania Bamberga, znajdują się nieco poza ścisłym centrum. Nie zrażam się jednak, tylko gnam naprzód w pełnym słońcu, a za mną coraz bardziej zmęczony upałem i wkurzony Dział Techniczny. Byłam pewna, że ogrodniczy raj wynagrodzi nam wszelkie trudy. Niestety tym razem zachwytów nie było.


Niewielki skansen i ogródki działkowe nieco mnie rozczarowały. Urok miejsca docenią być może zapaleni działkowicze, ale zwyczajny turysta, lepiej niech idzie na jeszcze jeden kufelek dymnego piwa. Trochę pluję sobie w brodę, bo zamiast biegać po mieście za kapustą, mogłam na spokojnie powłóczyć się po urokliwych uliczkach prawego brzegu miasta, okolicach Grüner Markt i fontanny Neptuna. Na pewno nie zapomniałabym wtedy odnaleźć polskiego akcentu w Bambergu, rzeźby Igora Mitoraja "Centurione". No cóż, jak wrócę do domu pocieszę się "Spętanym Erosem" z krakowskiego Rynku, ale Wy nie popełnijcie mojego błędu.



Wytrwali mogą jeszcze wybrać się na spacer do zamku Altenburg położonego jakieś dwa kilometry od centrum. Pamiętajcie jednak, że iść trzeba pod górę na najwyższe wzniesienie w mieście. My, zmęczeni Dzielnicą Ogrodników i upałem, podjechaliśmy samochodem. Na miejscu bezpłatne jest wejście na dziedziniec i mury obronne. Wstęp na wieżę kosztuje 1 euro, ale panorama podziwiana przez niezbyt czyste szyby, nie była warta naszej zadyszki. Możecie zatem bez wyrzutów sumienia pozostać na dole i z kuflem zimnego, dymnego piwka spokojnie oddać się kontemplacji frankońskich pejzaży i położonego w dali Bamberga. To chyba najlepszy sposób na pożegnanie tego uroczego miasta 😊.

Jeśli podobał Ci sie ten post zajrzyj koniecznie tutaj:
BAYREUTH - Dwie Opery, Dwie Historie 
Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.

Komentarze

Obserwuj Instagram!