Kiedy ostatnio byliście w Tarnowie? Na to pytanie wśród moich krakowskich przyjaciół, po chwili konsternacji, odpowiedzi zwykle są dwie: sto lat temu albo nigdy. Zaraz potem pada trzecie: A co ciekawego mielibyśmy tam robić? I wtedy na scenę wkraczam ja, cała na biało, by opowiedzieć im o moich najnowszych tarnowskich odkryciach.
Położonego godzinę od stolicy Małopolski Tarnowa faktycznie niewielu traktuje poważnie. Miasto jest raczej przelotówką w kierunku Podkarpacia i patrząc na nijaką panoramę blokowisk, nikomu nie przychodzi do głowy, by zatrzymać się tu choć na chwilę. No chyba, że w Macdonal's na Rondzie Niepodległości. Przyznam, że przez wiele lat miałam do Tarnowa podobne podejście i trochę mi zeszło, zanim tam dotarłam 🙈.Tarnów kojarzę, a jakże, z dworca i strasznie długiej ulicy, którą trzeba było pokonać, by dotrzeć do centrum, salutując po drodze Andrzejowi Małkowskiemu twórcy polskiego skautingu. Ale jako młoda harcerka zapamiętałam raczej wędrówki po malowniczym Pogórzu Ciężkowickim niż zaniedbane wtedy miasto.
Pomnik Małkowskiego stoi do dziś przy pięknie odnowionej ulicy Krakowskiej, a odnowiony secesyjny dworzec jest dumą Tarnowa i dla podróżujących koleją pierwszym miłym zaskoczeniem. Mówi się, że to jeden z najpiękniejszych dworców w Polsce. Zbudowany za rządów austriaków przypomina inne kolejowe perełki na trasie od Lwowa, przez Przemyśl, aż po Kraków. I choć osobiście wolę dworzec w Przemyślu, o którym przeczytać możecie tutaj, muszę przyznać, że Tarnów też wita podróżnych godnie.
Nie uciekajcie z dworca zbyt szybko, bo ukryty jest tu prawdziwy skarb. Znajdziecie go po lewej stronie, wchodząc do budynku od strony peronów. To wystawa poświęcona Panoramie Siedmiogrodzkiej, młodszej o trzy lata siostrze Panoramy Racławickiej. Obraz przedstawiający bitwę pod Sybinem, zamówili u Jana Styki Węgrzy dla uczczenia 50 rocznicy powstania węgierskiego. Za obraz jednak koniec końców nie zapłacili, odsyłając płótno Styce. Niestety, wraz z wynalezieniem kinematografu przez braci Lumière, skończyła się moda na panoramy. Żeby odzyskać chociaż część pieniędzy artysta postanowił pociąć obraz. Wyszło mu około 60 zgrabnych obrazków, które po delikatnym retuszu poszły w świat.
Skąd zatem wzięła się panorama na tarnowskim dworcu? Centralną postacią bitwy o Siedmiogród był rodowity tarnowianin, generał Józef Bem, uwieczniony na płótnie razem ze swoim przyjacielem i adiutantem, węgierskim poetą Sándorem Petőfim. To dlatego miasto od lat poszukuje i odkupuje fragmenty dzieła Styki. Na chwilę obecną udało się odzyskać 24 fragmenty. Trzymam kciuki za resztę układanki.
Śladów Bema w Tarnowie jest oczywiście bez liku i to chyba ulubiona historyczna trasa w mieście. Koniecznie odwiedzić trzeba niewielki, ale pięknie zagospodarowany Park Strzelecki z imponującym mauzoleum generała. Bem "wisi" w powietrzu, pod niebem, z głową skierowaną w kierunku… mekki. To ciekawe, jak potoczyły się losy tego niezwykłego człowieka. Wierny patriota i kosmopolita zarazem, bohater Polski i Węgier w ostatnich latach swojego życia przeszedł na islam, by móc pozostać pod kuratelą sułtana i dalej działać przeciwko Rosji. Zmarł niespodziewanie na malarię w Aleppo. Miasto, które dziś wzbudza u nas tak wiele sprzecznych emocji, było właściwie trzecią "małą ojczyzną" Bema. Jeśli prawdą jest jeszcze to, że był gejem, mamy gotowy portret "antybohatera" na miarę naszych czasów. Ode mnie wielki szacun, "Muradzie Paszo", za całokształt.
Mam wrażenie jednak, że "ojciec trzech narodów" największą estymą cieszy się na Węgrzech. Ponoć już dzieci w podstawówce wiedzą, kto to był Józef Bem. Jego życie chyba najpełniej potwierdza powiedzenie "Polak, Węgier dwa bratanki"... Dowody tej przyjaźni potwierdza niewątpliwie kolejny ciekawy zabytek Tarnowa - Brama Seklerska, którą znajdziecie przy wspomnianej już ulicy Krakowskiej
Dziwna nazwa, więc sprawdziłam, o co chodzi. Seklerzy to grupa etniczna zamieszkująca wschodnią część Siedmiogrodu, gdzie walczył Bem. Siedmiogród zwany jest również czasem Seklerszczyzną. Brama jest symbolem gościnności i otwartego serca Seklerów. Dlatego nie ma drzwi i stoi otworem przed każdym, kto przez nią wchodzi, o czym możemy przeczytać na łukach bramy:: “Pokój wchodzącym, błogosławieństwo wychodzącym”. Teoretycznie wszystko jasne, choć z mniejszościami narodowymi to nigdy nie są oczywiste sprawy. Siedmiogród kiedyś był węgierski, dziś znajduje się w granicach Rumunii. Naprawdę ciężko się połapać, ale brama fajna.
Odwracam się i parę kroków dalej widzę kameralny dworek, trochę nie pasujący do mieszczańskiego klimatu głównej ulicy miasta. To Muzeum Etnograficzne, a w nim historia innego narodu również poniekąd kojarzonego z Rumunią.
Cyganie, bo nich chcę Wam teraz opowiedzieć, jak dowiaduję się z ekspozycji muzealnej wcale nie pochodzą z Rumunii, a z Indii, skąd na Bałkany wygnali ich muzułmanie. Powoli zaczynam łączyć kolorowe stroje Cyganek z hinduskim sari. Przechodzę z salki do salki i uświadamiam sobie jak niewiele wiem o Romach. A przecież mieszkam w Nowej Hucie, gdzie do dziś żyje jedna z większych cygańskich społeczności, zamknięta za komuny w blokach z wielkiej płyty.
Jak się okazuje w Tarnowie społeczność cygańska nie była wcale bardziej liczna niż w innych małopolskich miejscowościach. I pewnie muzeum nigdy by tu nie było, gdyby nie jeden człowiek, Adam Bartosz, etnolog i cyganolog, pomysłodawca jedynej w Polsce i drugiej na świecie (po czeskim Brnie), ekspozycji dotyczącej kultury romskiej. Chociażby ze względu na wyjątkowość tego miejsca warto zajrzeć do środka, a jeszcze bardziej na podwórze, gdzie podziwiać można pięknie zdobione stare cygańskie tabory. Niejeden backpacker chciałby dziś taki kamperek przytulić 😜.
Najsłynniejszą w Tarnowie budę na kółkach znajdziemy jednak nieco dalej, idąc w kierunku centrum. "Cafe Tramwaj" to niekwestionowana królowa instagrama i chyba najbardziej, nie licząc ratusza, rozpoznawalny symbol miasta.
Tarnów był obok Lwowa i Krakowa jednym z trzech miast w Galicji, w którym od roku 1911 zaczęły kursować tramwaje elektryczne. Słynne "Biedronki" miały czerwony kolor z błękitno-złotym herbem miasta. Wzorowane były na tego samego typu tramwajach lwowskich. Trasę dawnego tramwaju wytyczają dziś ciemne linie na bruku. O jakże brakuje mi tego tramwaju, kiedy tak drałuję w kierunku centrum długaśną ulicą Krakowską.
Na szczęście dziś można odpocząć i napić się pysznej kawy w wierniej replice "Biedronki", która stanęła przy placu Sobieskiego w 2012. Dzięki pasji jej twórców elementy takie jak: szyny, podwozie, dzwonek oraz lampy pochodzą z oryginalnych Tarnowskich tramwajów. Proces powstawania projektu zajął trzy lata, a wszystkie prace zostały wykonane ręcznie. Wyszło małe cacko, które koniecznie musicie zobaczyć.
Skręcamy w ulicę Wałową. To druga reprezentacyjna ulica miasta i jest przynajmniej kilka powodów, dla których warto w nią na chwilę skręcić. Po pierwsze pięknie odrestaurowane kamienice z budynkiem Kasy Oszczędności na czele. Po drugie znajdująca się przy nim ławeczka poetów, na której siedzą odwróceni do siebie plecami i ubrani we własne wiersze: Agnieszka Osiecka, Zbigniew Herbert, Jan Brzechwa.
Po trzecie skwer Władysława Łokietka, gdzie król łaskawie wystawia swoją stopę do pogłaskania na szczęście, a na końcu ulicy Plac Węgierski z pomnikiem generała Bema spoglądającego na swoje wojenne wyczyny upamiętnione we fragmencie Panoramy Siedmiogrodzkiej na murze kamienicy nr 47.
Odpocząć możecie w kawiarni Sofa, gdzie oprócz różnych przekąsek dostaniecie jedne z najlepszych deserów w mieście. Choć ulica Wałowa zachęca do podziwiania jej z perspektywy ukwieconego ogródka, warto również wejść do środka, bo wnętrze zrobiło wrażenie nawet na mojej artystycznie uzdolnionej przyjaciółce z branży design. A ona zna się na rzeczy jak mało kto 😜.
Ale Tarnów ma również wiele innych pięknych uliczek, zaułków i pasaży. Zachęcam więc do spacerów wokół starówki i odkrywania na własną rękę uroków miasta. Jednym z ciekawszych miejsc, którego nie wolno pominąć jest teren z fontanną przy klasztorze Bernardynów.
Latem Tarnów zwiedzać można również z przewodnikiem. Polujcie szczególnie na przejażdżki Enomeleksem po centrum, ale także po okolicznych winnicach. Warto zaprzyjaźnić się z przemiłą obsługą Informacji Turystycznej i wypytać o wszystkie aktualne atrakcje. Byłam zaskoczona, jak wiele rzeczy dzieje się w tym wciąż niedocenianym mieście.
Zanim rozsiądziemy się na rynku, zaglądamy jeszcze do Katedry. Ze względu na XIX wieczną przebudowę z zewnątrz trudno wyobrazić sobie jaki to wiekowy budynek. A przecież pierwszy kościół zbudował tu założyciel miasta, legendarny Spycimir herbu Leliwa, od którego wywodzi się ród Tarnowskich.
Pomijam milczeniem koszmarny, w moim odczuciu estetyki, pomnik Jana Pawła II, który wygląda jak wielki nietoperz. Nie rusza mnie ani fakt, że to jeden z najstarszych pomników papieża na świecie, ani to, że jego autorem jest Bronisław Chromy. Jak widać nawet najlepsi artyści mają czasem chwile słabości.
Wnętrze kościoła na szczęście ratuje sytuację. Trudno nie zachwycić się gigantycznymi nagrobkami Tarnowskich i Ostrogskich, ale i bez tego katedra jest po prostu piękna. Warto wybrać się na zwiedzanie z przewodnikiem. Darmowe "Spacerki po Tarnowie" organizowane są od lat w czasie letnich wakacji.
Sam rynek przypomina trochę Sandomierz, choć uważam, że kamienice mają tu jeszcze ciekawsze fasady. Żeby porównać, możecie zajrzeć 🔍 tutaj. Uwagę przykuwa oczywiście głównie manierystyczny ratusz przebudowany na polecenie jednego z najznamienitszych właścicieli Tarnowa Jana Amora Tarnowskiego. Doskonały polityk i wojskowy, ale jeszcze lepszy gospodarz zadbał o rozwój miasta. Za jego rządów Tarnów zyskał mury obronne, których pozostałości możemy oglądać do dziś, piękne kamienice, wodociągi, a nawet… status hrabstwa!
Hrabia Jan Tarnowski sprawił, że do dziś Tarnów nazywany jest "perłą renesansu", na którą nie mogę się napatrzeć. W ciągu tego lata byłam tu już trzy razy. Czyżby ugodziła mnie strzała Jana Amora 😜.
Do muzeum w ratuszu udało mi się wejść dopiero ostatnim razem podczas samotnej wyprawy do Tarnowa. Tak jakoś wyszło, że nigdy nie mogłam tu dotrzeć przed 15.00. Zajrzałam do Sali Pospólstwa, dotknęłam XVIII wiecznych polichromii i wlazłam na 28 metrową wieżę, aby popatrzeć na Tarnów z góry. Sami oceńcie, czy było warto.
Ekspozycja muzealna to w głównej mierze zbiory przedmiotów użytkowych i portretów należących do rodziny książąt Sanguszków, kolejnych, po Tarnowskich, ważnych włodarzy miasta. Dla przeciętnego turysty, nic nadzwyczajnego. Szczerze mówiąc, wrażenie zrobiła na mnie wyłącznie sala ze szkłem. Tam znajdziecie dwa wyjątkowe gadżety z rodowej zastawy Sanguszków. Zwróćcie uwagę szczególnie na ten pierwszy, bo to najwyższy kielich typu "flute" w całej Rzeczypospolitej. Ciekawe kto z Was dałby radę podnieść do ust taki model 😉.
Aby zajrzeć we wszystkie muzealne zakamarki Tarnowa najlepiej kupić karnet za 40 zł. Jeśli jednak nie macie czasu lub ochoty na zwiedzanie i chcecie wybrać tylko jedno miejsce polecam Muzeum Historii Tarnowa i Regionu. Świetnie zrobiona multimedialna ekspozycja sprawi, że o Tarnowie dowiecie się dokładnie tyle, ile trzeba. Do tego wystawa mieści się w przepięknym wnętrzu z zachowaną polichromią dyskretnie zdobiącą stare mury. Nie jest nudno nawet dla dzieciaków, bo przez ekspozycję prowadzi nas tarnowski Kataryniarz (ten sam, którego pomnik stoi przy targu Burek), a maluchy muszą skasować swój bilet wstępu w ukrytych na trasie wystawy "kasownikach". Świetna zabawa, potwierdzam 😊.
Z rynku ulicą Piekarską, pod kolorowymi parasolkami, przechodzimy do "dzielnicy żydowskiej". Na środku niewielkiego placu stoi bima, czyli miejsce, z którego czytana była Tora. Moja wyobraźnia zaczyna odbudowywać synagogę, która stała w tym miejscu. Patrząc na imponujące rozmiary pozostałości, świątynia musiała być olbrzymia. A nie była to największa bożnica w mieście. Było ich tu co najmniej kilkanaście. Do tego szkoły, drukarnie, towarzystwa kulturalne no i oczywiście sklepy i wyszynki. Żydzi zamieszkiwali okolice ul. Żydowskiej i Wekslarskiej. Do dziś zachowały się tu charakterystyczne, wąskie zabudowania i sklepowe witryny.
Zagłębiając się w uliczki osiedla "Grabówka", natkniecie się na pewno na dawną łaźnię rytualną. Tarnowska mykwa pochodzi z początku XX wieku i prezentuje nieco kiczowaty, mocno zaznaczający się od reszty zabudowań, styl mauretański. W środku, dla kontrastu, mamy swojski powiew prl-u i kompletny brak pomysłu na zagospodarowanie miejsca. Na pierwszym piętrze działa restauracja serwująca kuchnię żydowską, a nawet cygańską. Nie miałam jednak przyjemności spróbować, bo lokal był tymczasowo zamknięty. Może to i lepiej…
Mykwa jest jednak ważnym punktem w smutnej wojennej historii Polski. To tutaj w dniu 14 czerwca 1940 noc spędziło 728 więźniów, którzy następnego dnia z tarnowskiego dworca pojechali do Auschwitz. To wydarzenie uznaje się za pierwszy masowy wywóz więźniów do Auschwitz. Co ciekawe, Żydów w pierwszym transporcie było tylko 11. Przeważającą część stanowili Polacy, w tym więźniowie polityczni, ale też zwykli ludzie z łapanki. Na pamiątkę tych wydarzeń vis-à-vis mykwy znajdziecie pomnik i budkę telefoniczną. Nie przegapcie tej ostatniej, szczególnie jeśli jesteście z dziećmi. Po podniesieniu słuchawki, można usłyszeć okupacyjną historię Tarnowa, ale także opowieści o losach poszczególnych więźniów, z których aż 200 udało się przeżyć.
Wędrówkę po żydowskim Tarnowie kończę na starym żydowskim kirkucie przy ulicy Szpitalnej. Jestem trochę podekscytowana, bo w dłoni trzymam klucz do tego przybytku, który wypożyczyłam z Informacji Turystycznej na rynku (kaucja 50 zł). Przekręcam klucz w słynnej bramie, której oryginał stoi w Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie i wchodzę na cmentarz. Jestem tu całkiem sama. Dopiero po chwili dostrzegam starego pracownika cmentarza, który zaprasza mnie do obejrzenia domu przedpogrzebowego. Ucinam z nim krótką pogawędkę, ale właściwie nie mam ochoty na towarzystwo.
Przemierzam odnowione alejki, czytam napisy na tablicach informacyjnych. Wokół mnie las macew. Wiele z nich bardzo zniszczonych, ale są też olbrzymie, bardziej klasyczne nagrobki tarnowskiej elity żydowskiego pochodzenia. XVI wieczny cmentarz jest jednym z najstarszych i największych tego typu obiektów w Polsce. Grobów jest kilka tysięcy, zamordowanych między nimi jeszcze więcej, o czym świadczy pomnik, a właściwie kolumna jednej z tarnowskich synagog wysadzonych w powietrze. Na pomniku wymowny cytat: "A słońce świeciło i nie wstydziło się". Dziś też świeci…
Wspominając o miejskich nekropoliach, nie mogę pominąć starego katolickiego cmentarza na Zabłociu znajdującego się kilka kroków od targu na Burku.
Pierwsze groby powstały tu w roku 1787. Nie lubię wypisywać dat, bo i tak nikt ich potem nie pamięta, ale w tym razem to ważne, bo okazuje się, że tarnowski cmentarz jest 3 lata starszy od warszawskich Powązek (1790 r.), a krakowskie Rakowice (1803 r.) to przy nim jakiś sepulkralny bejbik. Przy okazji sprawdziłam, że najstarszy cmentarz w Polsce znajduje się w Płocku (1780 r.).
Na tarnowskim "staruszku" znajdziecie nie tylko wiekowe nagrobki, neoromańską kaplicę rodową książąt Sanguszków czy mogiły powstańców. To również miejsce pełne zieleni z imponującym drzewostanem. Miejsce idealne na chwilę odpoczynku i zadumy.
Przed bramą cmentarza po prawej stronie największy pomnik Tarnowa. Monument poświęcony ofiarom wojny i faszyzmu postawiony w latach sześćdziesiątych do dziś budzi kontrowersje natury estetycznej. Podczas naszej wizyty ta "brzydsza" część była w remoncie, a gigantyczne postaci męczenników w obiektywie Działu Technicznego, uważam za godne uwagi.
Idąc w kierunku Starego Cmentarza wzdłuż potoku Wątok natkniecie się na drewniany kościółek Matki Boskiej Szkaplerznej. Wybudowany w XV wieku jest jednym z najstarszych w Małopolsce. Jeśli lubicie zapach starego drewna polecam również kościół św. Trójcy znajdujący się po drugiej stronie cmentarza. Najstarszy w okolicy i najpiękniej położony jest jednak kościółek na górze św. Marcina. To już wprawdzie nie Tarnów, a Zawada, ale odwiedzamy to miejsce przy okazji ostatniej atrakcji na naszej trasie, a są nią ruiny pierwszego tarnowskiego zamku.
Po siedzibie Spycimira, Tarnowskich, Ostrogskich zostały dziś jedynie fundamenty, choć kiedyś była to imponująca budowla. W XVI wieku mój ulubiony Jan Amor Tarnowski rozbudował zamek w stylu renesansowym i stworzył z niego wiodący ośrodek kultury polskiego Odrodzenia. Twierdza wyjątkowo nie została zniszczona przez Szwedów, ani też przez Niemców. Popadającą w ruinę budowlę rozebrali miejscowi Bernardyni i budulec użyli do wzniesienia kościelnych murów.
Ze względu chronologię wzgórze św. Marcina powinniśmy byli odwiedzić jako pierwsze, ale cieszę się, że tego nie zrobiliśmy. Widoku zaniedbanej przestrzeni, śmieci, butelek po sobotniej imprezie nie uratowała ani piękna panorama miasta, ani fajne spacerowe i rowerowe trasy na wzgórzu. Na szczęście zanim tu dotarliśmy, zdążyłam się w Tarnowie zakochać, a strzała Amora sprawia, że do momentu kolejnego miłosno - podróżniczego zachwytu nic nie jest w stanie zniszczyć tego uczucia 😜.
Garść informacji praktycznych:
Jak dojechać?
Gorąco polecam pociąg. Szczególnie Krakusom. Podróż intercity trwała 46 minut i kosztowała mnie niecałe 15 zł!
Gdzie zjeść?
Sofa café - pięknie urządzony lokal na jeszcze piękniejszej ulicy Wałowej. Królują tarty i makarony, ale według mnie najlepsze mają desery w różowej części Sofa Pink. Na ich brownie wrócę na pewno.
Sam rynek przypomina trochę Sandomierz, choć uważam, że kamienice mają tu jeszcze ciekawsze fasady. Żeby porównać, możecie zajrzeć 🔍 tutaj. Uwagę przykuwa oczywiście głównie manierystyczny ratusz przebudowany na polecenie jednego z najznamienitszych właścicieli Tarnowa Jana Amora Tarnowskiego. Doskonały polityk i wojskowy, ale jeszcze lepszy gospodarz zadbał o rozwój miasta. Za jego rządów Tarnów zyskał mury obronne, których pozostałości możemy oglądać do dziś, piękne kamienice, wodociągi, a nawet… status hrabstwa!
Hrabia Jan Tarnowski sprawił, że do dziś Tarnów nazywany jest "perłą renesansu", na którą nie mogę się napatrzeć. W ciągu tego lata byłam tu już trzy razy. Czyżby ugodziła mnie strzała Jana Amora 😜.
Do muzeum w ratuszu udało mi się wejść dopiero ostatnim razem podczas samotnej wyprawy do Tarnowa. Tak jakoś wyszło, że nigdy nie mogłam tu dotrzeć przed 15.00. Zajrzałam do Sali Pospólstwa, dotknęłam XVIII wiecznych polichromii i wlazłam na 28 metrową wieżę, aby popatrzeć na Tarnów z góry. Sami oceńcie, czy było warto.
Ekspozycja muzealna to w głównej mierze zbiory przedmiotów użytkowych i portretów należących do rodziny książąt Sanguszków, kolejnych, po Tarnowskich, ważnych włodarzy miasta. Dla przeciętnego turysty, nic nadzwyczajnego. Szczerze mówiąc, wrażenie zrobiła na mnie wyłącznie sala ze szkłem. Tam znajdziecie dwa wyjątkowe gadżety z rodowej zastawy Sanguszków. Zwróćcie uwagę szczególnie na ten pierwszy, bo to najwyższy kielich typu "flute" w całej Rzeczypospolitej. Ciekawe kto z Was dałby radę podnieść do ust taki model 😉.
Aby zajrzeć we wszystkie muzealne zakamarki Tarnowa najlepiej kupić karnet za 40 zł. Jeśli jednak nie macie czasu lub ochoty na zwiedzanie i chcecie wybrać tylko jedno miejsce polecam Muzeum Historii Tarnowa i Regionu. Świetnie zrobiona multimedialna ekspozycja sprawi, że o Tarnowie dowiecie się dokładnie tyle, ile trzeba. Do tego wystawa mieści się w przepięknym wnętrzu z zachowaną polichromią dyskretnie zdobiącą stare mury. Nie jest nudno nawet dla dzieciaków, bo przez ekspozycję prowadzi nas tarnowski Kataryniarz (ten sam, którego pomnik stoi przy targu Burek), a maluchy muszą skasować swój bilet wstępu w ukrytych na trasie wystawy "kasownikach". Świetna zabawa, potwierdzam 😊.
Z rynku ulicą Piekarską, pod kolorowymi parasolkami, przechodzimy do "dzielnicy żydowskiej". Na środku niewielkiego placu stoi bima, czyli miejsce, z którego czytana była Tora. Moja wyobraźnia zaczyna odbudowywać synagogę, która stała w tym miejscu. Patrząc na imponujące rozmiary pozostałości, świątynia musiała być olbrzymia. A nie była to największa bożnica w mieście. Było ich tu co najmniej kilkanaście. Do tego szkoły, drukarnie, towarzystwa kulturalne no i oczywiście sklepy i wyszynki. Żydzi zamieszkiwali okolice ul. Żydowskiej i Wekslarskiej. Do dziś zachowały się tu charakterystyczne, wąskie zabudowania i sklepowe witryny.
Zagłębiając się w uliczki osiedla "Grabówka", natkniecie się na pewno na dawną łaźnię rytualną. Tarnowska mykwa pochodzi z początku XX wieku i prezentuje nieco kiczowaty, mocno zaznaczający się od reszty zabudowań, styl mauretański. W środku, dla kontrastu, mamy swojski powiew prl-u i kompletny brak pomysłu na zagospodarowanie miejsca. Na pierwszym piętrze działa restauracja serwująca kuchnię żydowską, a nawet cygańską. Nie miałam jednak przyjemności spróbować, bo lokal był tymczasowo zamknięty. Może to i lepiej…
Mykwa jest jednak ważnym punktem w smutnej wojennej historii Polski. To tutaj w dniu 14 czerwca 1940 noc spędziło 728 więźniów, którzy następnego dnia z tarnowskiego dworca pojechali do Auschwitz. To wydarzenie uznaje się za pierwszy masowy wywóz więźniów do Auschwitz. Co ciekawe, Żydów w pierwszym transporcie było tylko 11. Przeważającą część stanowili Polacy, w tym więźniowie polityczni, ale też zwykli ludzie z łapanki. Na pamiątkę tych wydarzeń vis-à-vis mykwy znajdziecie pomnik i budkę telefoniczną. Nie przegapcie tej ostatniej, szczególnie jeśli jesteście z dziećmi. Po podniesieniu słuchawki, można usłyszeć okupacyjną historię Tarnowa, ale także opowieści o losach poszczególnych więźniów, z których aż 200 udało się przeżyć.
Wędrówkę po żydowskim Tarnowie kończę na starym żydowskim kirkucie przy ulicy Szpitalnej. Jestem trochę podekscytowana, bo w dłoni trzymam klucz do tego przybytku, który wypożyczyłam z Informacji Turystycznej na rynku (kaucja 50 zł). Przekręcam klucz w słynnej bramie, której oryginał stoi w Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie i wchodzę na cmentarz. Jestem tu całkiem sama. Dopiero po chwili dostrzegam starego pracownika cmentarza, który zaprasza mnie do obejrzenia domu przedpogrzebowego. Ucinam z nim krótką pogawędkę, ale właściwie nie mam ochoty na towarzystwo.
Przemierzam odnowione alejki, czytam napisy na tablicach informacyjnych. Wokół mnie las macew. Wiele z nich bardzo zniszczonych, ale są też olbrzymie, bardziej klasyczne nagrobki tarnowskiej elity żydowskiego pochodzenia. XVI wieczny cmentarz jest jednym z najstarszych i największych tego typu obiektów w Polsce. Grobów jest kilka tysięcy, zamordowanych między nimi jeszcze więcej, o czym świadczy pomnik, a właściwie kolumna jednej z tarnowskich synagog wysadzonych w powietrze. Na pomniku wymowny cytat: "A słońce świeciło i nie wstydziło się". Dziś też świeci…
Wspominając o miejskich nekropoliach, nie mogę pominąć starego katolickiego cmentarza na Zabłociu znajdującego się kilka kroków od targu na Burku.
Pierwsze groby powstały tu w roku 1787. Nie lubię wypisywać dat, bo i tak nikt ich potem nie pamięta, ale w tym razem to ważne, bo okazuje się, że tarnowski cmentarz jest 3 lata starszy od warszawskich Powązek (1790 r.), a krakowskie Rakowice (1803 r.) to przy nim jakiś sepulkralny bejbik. Przy okazji sprawdziłam, że najstarszy cmentarz w Polsce znajduje się w Płocku (1780 r.).
Na tarnowskim "staruszku" znajdziecie nie tylko wiekowe nagrobki, neoromańską kaplicę rodową książąt Sanguszków czy mogiły powstańców. To również miejsce pełne zieleni z imponującym drzewostanem. Miejsce idealne na chwilę odpoczynku i zadumy.
Przed bramą cmentarza po prawej stronie największy pomnik Tarnowa. Monument poświęcony ofiarom wojny i faszyzmu postawiony w latach sześćdziesiątych do dziś budzi kontrowersje natury estetycznej. Podczas naszej wizyty ta "brzydsza" część była w remoncie, a gigantyczne postaci męczenników w obiektywie Działu Technicznego, uważam za godne uwagi.
Idąc w kierunku Starego Cmentarza wzdłuż potoku Wątok natkniecie się na drewniany kościółek Matki Boskiej Szkaplerznej. Wybudowany w XV wieku jest jednym z najstarszych w Małopolsce. Jeśli lubicie zapach starego drewna polecam również kościół św. Trójcy znajdujący się po drugiej stronie cmentarza. Najstarszy w okolicy i najpiękniej położony jest jednak kościółek na górze św. Marcina. To już wprawdzie nie Tarnów, a Zawada, ale odwiedzamy to miejsce przy okazji ostatniej atrakcji na naszej trasie, a są nią ruiny pierwszego tarnowskiego zamku.
Po siedzibie Spycimira, Tarnowskich, Ostrogskich zostały dziś jedynie fundamenty, choć kiedyś była to imponująca budowla. W XVI wieku mój ulubiony Jan Amor Tarnowski rozbudował zamek w stylu renesansowym i stworzył z niego wiodący ośrodek kultury polskiego Odrodzenia. Twierdza wyjątkowo nie została zniszczona przez Szwedów, ani też przez Niemców. Popadającą w ruinę budowlę rozebrali miejscowi Bernardyni i budulec użyli do wzniesienia kościelnych murów.
Ze względu chronologię wzgórze św. Marcina powinniśmy byli odwiedzić jako pierwsze, ale cieszę się, że tego nie zrobiliśmy. Widoku zaniedbanej przestrzeni, śmieci, butelek po sobotniej imprezie nie uratowała ani piękna panorama miasta, ani fajne spacerowe i rowerowe trasy na wzgórzu. Na szczęście zanim tu dotarliśmy, zdążyłam się w Tarnowie zakochać, a strzała Amora sprawia, że do momentu kolejnego miłosno - podróżniczego zachwytu nic nie jest w stanie zniszczyć tego uczucia 😜.
Garść informacji praktycznych:
Jak dojechać?
Gorąco polecam pociąg. Szczególnie Krakusom. Podróż intercity trwała 46 minut i kosztowała mnie niecałe 15 zł!
Gdzie zjeść?
Sofa café - pięknie urządzony lokal na jeszcze piękniejszej ulicy Wałowej. Królują tarty i makarony, ale według mnie najlepsze mają desery w różowej części Sofa Pink. Na ich brownie wrócę na pewno.
Restauracja Różana - to niewielki dworek trochę na uboczu ukryty między blokami, ale w środku bardzo przyjemna, wręcz romantyczna atmosfera. Na talerzu zaś smaki na najwyższym poziomie.
Poza tym w Tarnowie króluje dobra i sprawdzona włoska kuchnia, więc nikt nie zginie tutaj z głodu.
Gdzie spać?
Zakątna Aparthotel - Tarnów to dla większości miasto na jeden dzień. Jeśli jednak chcielibyście zostać tutaj na noc polecam ten jeden hotel. Miejscówka blisko rynku, a każdy pokój urządzony w innym stylu, więc dla każdego coś miłego 😊.
Poza tym w Tarnowie króluje dobra i sprawdzona włoska kuchnia, więc nikt nie zginie tutaj z głodu.
Gdzie spać?
Zakątna Aparthotel - Tarnów to dla większości miasto na jeden dzień. Jeśli jednak chcielibyście zostać tutaj na noc polecam ten jeden hotel. Miejscówka blisko rynku, a każdy pokój urządzony w innym stylu, więc dla każdego coś miłego 😊.
Jeśli spodobał Wam się Tarnów polecam również wpisy o innych uroczych, mniejszych polskich miastach:
Przemyśl - Tam gdzie niedźwiedź mówi dobranoc
Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.
Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.
Też zakochałam się w Tarnowie i staram się odwiedzać miasto. Lubię też Pałac i park Sanguszków też warto zobaczyć, w dzielnicy Gumniska.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. Przyda się podczas kolejnych odwiedzin w Tarnowie 😊
Usuń