Przyznaję ze wstydem, że do czasu mojej pierwszej wizyty w Dreźnie, to miasto kojarzyło mi się wyłącznie ze słynną książką Kurta Vonneguta "Rzeźnia numer pięć". Autor, jako młody, amerykański żołnierz osobiście przeżył bombardowanie Drezna chroniąc się w budynku tytułowej rzeźni. Trauma związana z tym wydarzeniem zaowocowała jednym z ciekawszych, antywojennych obrazów w literaturze światowej.
Tę traumę bombardowania wciąż czuje się w Dreźnie. W przeciwieństwie do Warszawy, która dzięki determinacji Polaków dosyć szybko została odbudowana, Drezno do dziś jest właściwie jednym wielkim placem budowy.
Pamiętając o Warszawie, Rotterdamie, Coventry czy Stalingradzie, nie podejmuję się oceny czy Drezno, jak i inne niemieckie miasta, zasłużyły na zniszczenie czy nie. Zwyczajnie po ludzku jednak żal mi ludzi, którzy ucierpieli i cennych zabytków zrównanych z ziemią. Ogrom zniszczeń jakich dokonano praktycznie w 2 dni, podczas nalotów bombowych 13-14 lutego 1945 roku możecie zobaczyć w drezdeńskim Panometer. Gigantyczna instalacja w skali 1:1(!) autorstwa austriackiego artysty Yadegara Asisi, ukazuje panoramę 360° zdewastowanego miasta. Obraz podziwiać można z 15 metrowej platformy pokazującej widok z wieży ratuszowej. Wrażenie, spotęgowane dramatyczną muzyką i światłem imitującym na przemian dzień lub noc, jest piorunujące.
Panometer znajduje się nieco na uboczu, ale naprawdę wart jest odwiedzenia (bilet normalny - 11,50 EUR, ulgowy - 10 EUR, dzieci do 16 lat - 6 EUR).
Panometer pokazuje na przemian dwie wystawy. Tę o bombardowaniu i drugą o Dreźnie w czasach baroku, która może być równie ciekawa szczególnie, że Drezno nazywane jest często "Florencją Północy". W tym wypadku to absolutnie słuszne porównanie.
Odbudowanie z pietyzmem, barokowe perełki Drezna pomogła nam odkryć sama księżna Lubomirska Cieszyńska, pierwsza polska metresa Augusta II i poprzedniczka słynnej hrabiny Cosel. Nie żartuję popatrzcie sami 😊.
Zaskoczeni? Już wyjaśniam o co chodzi 😊. Wybraliśmy się na dwugodzinny spacer po mieście z nietypowym przewodnikiem. Pani Renata Linné, gdańszczanka na co dzień mieszkająca w Dreźnie, opowiada historię miasta widzianą oczami kochanki elektora Saksonii, a zarazem polskiego króla, bardzo w Dreźnie cenionego jako mecenasa sztuki, dzięki któremu miasto rozkwitło i zyskało na znaczeniu w XVII wiecznej Europie.
Razem z księżną podziwialiśmy główne atrakcje starówki. Zaczęliśmy od symbolu miasta kościoła Marii Panny - Frauenkirche, barokowej świątyni luterańskiej, znajdującej się na Nowym Rynku (Neumarkt). Oczywiście jak inne zabytki miasta świątynia nie jest oryginalna. Wytrzymała wprawdzie bombardowanie, ale osłabione mury nie wytrzymały i dwa dni później zawaliła się 😪.
Zdecydowano, że gruzy obsadzone dokoła krzewami róż, będą stanowić pomnik historii. Dopiero po upadku muru berlińskiego w 1989 r., w wyniku społecznego nacisku, podjęto decyzję o odbudowie, która rozpoczęła się w 1994 r. i trwała 11 lat. „Zmartwychwstanie” Frauenkirche świętowano w 2005 r. Koszt odbudowy – ok. 180 mln euro – sfinansowany został niemal w całości z prywatnych darowizn płynących z całego świata.
Na szczycie imponującej kopuły zamontowano złoty krzyż pojednania, wykonany przez brytyjskiego złotnika, syna pilota, który brał udział w nalocie na Drezno.
Wejście do kościoła jest bezpłatne. Chętni mogą wjechać na szczyt kopuły, skąd podziwiać można panoramę miasta (bilet normalny - 8 EUR, ulgowy - 5 EUR)
Do odbudowy świątyni użyto oryginalnych kamieni (to te ciemniejsze elementy budowli). Oryginalny jest również wielki kamień - pomnik, stojący na tyłach świątyni oraz pomnik Marcina Lutra, na środku placu przed kościołem.
Kultowe zdjęcie Frauenkirche, szczególnie kiedy pada deszcz, zrobicie przez oszklony dach znajdującej się tuż obok galerii handlowej QF Passage.
Kolejny obowiązkowy punkt programu i kolejny symbol miasta to Orszak książęcy - Fürstenzug przy ulicy Augustusstraße 1. Początkowo było to malowidło ścienne, rodzaj barokowego graffiti. Ze względu jednak na niekorzystne warunki atmosferyczne niszczące dzieło w 1905 roku zdecydowano się na utrwalenie obrazu na porcelanowych płytkach z pobliskiej Miśni. Tak powstało unikatowe na skalę światową, największe, porcelanowe malowidło długości ponad 100 metrów, 10 metrów wysokości, na które zużyto 25 tysięcy płytek z porcelany. W orszaku książęcym uwieczniono niemal całą dynastię Wettynów, czyli władców Saksonii, w tym dwóch krolów Polski, wspomnianego już wcześniej Agusta II Mocnego i jego syna Augusta III Sasa.
Zresztą polskich akcentów jest w Dreźnie ogromna ilość. Oprócz królów, z miastem związani byli T. Kościuszko, H. Kołłątaj, J. Słowacki… Adam Mickiewicz napisał tu III część Dziadów, a Ignacy Kraszewski ma tu nawet swoje muzeum.
Kontynuując nasz spacer docieramy do Zamku królewskiego - Residenzschloß. Jest luty, więc z przyjemnością wchodzimy na podgrzewany, pełen uroku, przeszklony dziedziniec.
W zamku zobaczyć można imponującą kolekcję biżuterii i porcelany. Sam budynek jednak nie jest zbyt reprezentacyjny. Nie dziwi więc, że bywały w świecie August II zapragnął czegoś więcej i kazał wybudować sobie nowy, bardziej okazały pałac.
Po swojej wizycie we Francji tak bardzo zafascynował się tamtejszym Wersalem, że postanowił zbudować podobny pałac w Dreźnie. Tak w latach 1709–1732 powstał Zwinger. Olbrzymi późnobarokowy kompleks pałacowy w środku miasta z okazałym wewnętrznym dziedzińcem. Już sam spacer po ogrodach daje nam ogląd jak ambitne przedsięwzięcie mamy przed oczami. Przyglądając się z bliska fasadom poszczególnych pawilonów odkrywamy bogactwo formy i liczne odniesienia do niemieckich, ale i polskich symboli: polskie herby, korony, orły są mają tu swoje, godne miejsce.
W pałacowych wnętrzach miłośnicy porcelany mogą podziwiać imponującą kolekcję porcelanowych cudeniek z całego świata, pawilon matematyczno-fizyczny spodoba się amatorom starych globusów i astrolabiów, a wszystkich kochających sztukę zachęcam do odwiedzenia Galerii dawnych mistrzów w neorenesansowej części kompleksu Semper Gallery. Zobaczycie tu chociażby oryginał "Madonny Sykstyńskiej" Rafaela Santi.
Opuszczając dziedziniec Zwingera, przejdźmy na Plac teatralny, gdzie znajduje się imponująca Opera drezdeńska - Semperoper, warta osobnego posta, który już niebawem pojawi się na blogu 😊, a przynajmniej porządnej fotki.
Spacer po starym mieście warto zakończyć na tarasach Brühla, zwanych również "balkonem Europy". To renesansowy deptak zbudowany na murach obronnych miasta. Można stąd podziwiać widok na rzekę Łabę i nową część miasta lub wybrać się na poszukiwania odcisku palca Augusta II Mocnego. Jak głosi legenda, znajduje się gdzieś na wysokości pomnika Böttgera. Kto znajdzie, niech da znać 😉.
Jeśli macie czas i ochotę, warto wybrać się na drugą stronę rzeki. Najlepiej wrócić się na most Augusta, bo tuż obok odnajdziecie miejsce, w którym według doniesień malował miasto Canaletto. Tak, ten sam, który uwiecznił XVII wieczną Warszawę 😊. Tak mniej więcej musiał wyglądać jego ulubiony widok (no może bez tych dźwigów 😉).
Tuż za mostem złoci się nieco kiczowaty pomnik Augusta II. I choć o gustach się nie dyskutuje, przyznacie, że szczególnie na tle komunistycznego blokowiska wygląda to dziwacznie.
Zachęceni znajomą architekturą, kontynuujemy eksplorację Nowego miasta (Neustadt). To niewątpliwie najbardziej kolorowa i alternatywna dzielnica Drezna, bardzo przypominająca warszawską Pragę. Najciekawiej jest w okolicach ulic Alaunstraße i Louisenstraße. Warto tam zajrzeć szczególnie latem, wieczorową porą na drinka, kolację lub uliczny koncert.
Bardzo urokliwym zakątkiem dzielnicy jest Kunsthofpassage przy ulicy Görlitzer. Tu akurat w niedzielny poranek nie było żywego ducha i mogliśmy spokojnie podziwiać każdy detal artystycznych instalacji, z których słyną tutejsze podwórka.
Jeszcze tylko szybka szklanka kefiru w najpiękniejszej mleczarni świata Pfund's Molkerei i wracamy, bo czeka na nas ostatnia atrakcja naszego pobytu w Dreźnie.
Tym razem coś dla motoryzacyjnych zapaleńców, ale nie tylko. Wiele osób poleca wizytę w Muzeum transportu. My natomiast chcemy pokazać Wam zupełnie inną, nowoczesną twarz miasta i dlatego na koniec zabieramy Was do Szklanej Manufaktury Volkswagena 😲. Jest to jedna z najbardziej nowoczesnych fabryk samochodowych w Europie. Produkuje się tutaj nie tylko najnowocześniejsze samochody elektryczne (słynny już model ID3), ale można również podziwiać prototypy samochodów bezzałogowych. I nawet jeśli dla zwykłego zjadacza chleba to tylko mrzonki, popatrzeć nic nie kosztuje, a raczej kosztuje jedynie bilet wstępu na godzinne zwiedzanie z przewodnikiem (bilet normalny - 9 EUR, ulgowy - 6 EUR) 😊.
Wizyta w tym miejscu bardzo poprawiła mi humor. Inaczej patrzę teraz na to piękne, ale wciąż pokaleczone miasto. Bliskie sercu ze względu na związki historyczne i podobne losy, również te powojenne. Jak widać można, po trudnej historii, z nadzieją patrzeć w przyszłość. Czy to tylko kwestia pieniędzy, które niewątpliwie napłynęły do Drezna po upadku Muru Berlińskiego? Czy może też pozytywne nastawienie ludzi i wiara w sukces, której czasem tak bardzo brakuje nam, Polakom 🤔.
Garść informacji praktycznych
Jak dojechać?
Pociągiem, najlepiej z Wrocławia, lub Flixbusem. Wygodną opcją jest też po prostu samochód.
Gdzie spać?
Hostel Lollis - chyba najtańsza opcja w mieście, położony w samym sercu alternatywnego Neustadt. Kolorowo, rozrywkowo i hipstersko.
Lalelu hostel - nieco droższy, ale bardzo dobrze oceniany hostel w tej samej dzielnicy. Nocleg w dwuosobowych pokojach ze wspólną kuchnią i łazienką. Dopłata za pościel i ręczniki.
A&O Dresden Hauptbahnhof - świetny stosunek jakości do ceny, doskonała lokalizacja w centrum miasta, możliwość darmowego parkowania i sklep Aldi tuż obok.
Ibis budget - kolejna propozycja z średniej półki cenowej. Atutem jest lokalizacja w ścisłym centrum i zniżka na parking podziemny.
Steigenberger Hotel de Saxe - to propozycja z najwyższej półki. Przepiękny, pięciogwiazdkowy hotel z widokiem na Frauenkirche. Marzenie!
Gdzie zjeść?
Dresdner Kaffeestübchen (Salzgasse 8) - niepozorny, maleńki lokal na tyłach Nowego Placu. Idealna opcja na niedrogie śniadanie i prawdopodobnie najlepsze Eierschecke w mieście. To jajeczno-serowe ciastko jest obowiązkowym punktem programu każdego łasucha w mieście.
Pfund's Molkerei - słynna mleczarnia, o której wspominam w tekście oferuje mini śniadania i degustacje serów. Tłumy wokół sprawiają jednak, że jest to mało komfortowa propozycja i wybieracie ją na własną odpowiedzialność.
Sophienkeller (Taschenberg 3) - knajpkę instytucja dla wszystkich, którzy chcą spróbować porządnej saksońskiej kuchni w stylizowanych wnętrzach zabytkowej piwnicy. Nie wchodź tam jednak, jeśli jesteś na diecie.
Ayers Rock (Münzgasse 8) - to propozycja dla poszukiwaczy nietypowych smaków. Australijska kuchnia, gdzie spróbujcie mięsa z kangura, strusia czy krokodyla. Przyjemny wystrój i ceny.
William (Theaterstraße 2) - tu zjecie wykwintną kolację w niebanalnym wnętrzu na tyłach teatru miejskiego. To dobra opcja szczególnie dla tych, którzy wybierają się do pobliskiej opery.
Co jeszcze zobaczyć?
Rejsy po Łabie - najlepiej parostatkiem. Saksonia ma bowiem największą i najstarszą tego typu flotę na świecie. Do wyboru jest wiele rejsów po Dreźnie i okolicy. Można w ten sposób dotrzeć między innymi do Miśni i Pillnitz.
Miśnia - słynie głównie z najstarszej w Europie fabryki porcelany, ale jest także kolebką saksońskiego winiarstwa. Słynne święto wina odbywa się tu co roku w ostatni weekend września.
Szwajcaria Saksońska - przełom rzeki Łaby i malownicze formacje skalne ze słynnym mostem Bastei zachwycą każdego. Miejsce idealne na piesze i rowerowe wędrówki.
Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.
Komentarze
Prześlij komentarz