"Halloween to ja mam codziennie rano przed lustrem" to moje ulubione hasło nie tylko w ostatni dzień października 😉. Szczerze mówiąc, nie jestem wielką fanką tego święta, nie przepadam za horrorami, nie lubię potworów, ale dynie, oj dynie, to zupełnie inna historia.
Zalety dyni są bowiem niezliczone. Zawiera mnóstwo witamin z grupy B i beta-karotenu oraz C, E i PP, jest też skarbnicą białka, błonnika oraz potasu, magnezu, wapnia i fosforu. Jedzenie miąższu dyni ma też działanie przeciwnowotworowe, wzmacnia wzrok i obniża poziom tzw. złego cholesterolu we krwi. Dynia świetnie sprawdzi się też w diecie odchudzającej, ponieważ przyspiesza przemianę materii, a na dodatek w 100 g tego warzywa jest zaledwie 27 kalorii. Cynk zawarty w pestkach warzywa, nie tylko dobrze wpływa na wygląd skóry, ale także na problemy z prostatą. Jeśli wierzyć niektórym opiniom, to ponoć również skuteczny afrodyzjak. Spróbujcie, nie wiem czy pomoże, ale na pewno nie zaszkodzi 😉.
Ja w poszukiwaniu dyni jeżdżę na pobliską farmę dyniową. Gospodarstwo rolne "JEdynie" znajduje się w miejscowości Wawrzeńczyce pod Krakowem. Twarzą farmy jest pani Daria Latała, która, wraz z rodzicami i bratem, od lat hoduje nietypowe odmiany warzyw, a w okresie jesiennym, mają u siebie prawdziwe królestwo dyni.
(To kolejne ciekawe gospodarstwo rolne w tej okolicy. O letniej wizycie na lawendowym polu przeczytacie 🔎tutaj).
Mówi się, że na świecie istnieje aż 800 gatunków roślin dyniowatych. Należą do nich nie tylko dynie, ale również cukinie, patisony, arbuzy, a nawet ogórki! W gospodarstwie "JEdynie" odnajdziecie prawie 100 odmian samej tylko dyni. Różnorodność kształtów, kolorów i struktury skórki robi ogromne wrażenie.
Dynie można oglądać, i przede wszystkim kupować, na farmie w Wawrzeńczycach codziennie, a w środy i soboty warzywa dostępne są na słynnym, podgórskim Targu Pietruszkowym w Krakowie. Można również skorzystać z opcji on-line 🔎tutaj. Wszystko jest ładnie opisane, a w razie potrzeby Pani Daria lub jej mama chętnie doradzą. Wybór ułatwi również ściąga przygotowana przez właścicieli.
Należy spodziewać się cen wyższych niż w sklepach, ale z drugiej strony ciężko porównać, bo takich gatunków w Biedronce czy Lidlu nie znajdziecie, nie mówiąc już o jakości warzyw. Najtańsze dynie jadalne i dekoracyjne kosztują 2 zł, ale są też duże i nietypowe okazy za 45 zł. Oto kilka ciekawych przykładów.
Delicata - jej żółto-zielone paski od razu przykuły moją uwagę. To faworyta wśród dyni na farmie nie tylko ze względu na smak, ale i cenę. Nadaje się do wszystkiego, ale najlepiej smakuje ponoć w najprostszej wersji - upieczona z masłem i posypana solą morską.
Lunga di Napoli - jak sama nazwa wskazuje to odmiana pochodząca z Włoch. Wygląda jak zmutowana, gigantyczna cukinia🤔. Pestki znajdują się jedynie w dolnej części, co oznacza, że spokojnie można pociąć ją na krążki i upiec lub usmażyć jak kotlety. Co ciekawe jest to odmiana, którą można jeść również na surowo. W smaku przypomina melona. Podobnie smakować będą soczyste, prowansalskie odmiany dyni zwane Muscatami. Cena niestety dosyć wysoka, ale dynia jest ogromna.
Casperita - ta biała dynia to prawdziwa miss piękności na farmie. Kształtem podobna jest do bardzo popularnej, ozdobnej dyni baby boo. Ta nieco większa odmiana łączy w sobie dwie rzeczy, czyli pięknie ozdobi Wasz dom, a jak będziecie mieć ochotę, to wsadzicie ją do pieca lub ugotujecie zupę.
Triamble - według mnie najciekawsza dynia na farmie. Sama nie wiem czy jest piękna czy paskudna. Wygląda jak olbrzymi pomidor po przejściach 😉. Ma nieregularny, niemal trójkątny kształt, stąd jej nazwa. Ten rzadki okaz pochodzi z Australii i ze względu na swoją bardzo odporną skórkę, przez długie miesiące może straszyć na Waszych balkonach, zanim odważycie się ją zjeść.
Oprócz dyni jadalnych na farmie kupić można również dynie ozdobne, a nawet, ręcznie malowane przez panią Darię, dyniowe głowy i główki.
Tuż za straganami właściciele przygotowali strefę z dyniowymi aranżacjami, gdzie można sobie urządzić mini sesję zdjęciową: jest przyczepa, drewniany wóz, taczki, bale z siana, kukurydziany labirynt i oczywiście dynie w roli głównej. Ta przyjemność niestety nie jest za darmo. Żeby skorzystać z tej strefy, należy dokonać zakupu za minimum 100 zł lub wykupić wstęp za 15 zł.
Komu spodoba się farma "JEdynie"?
Kulinarnym maniakom - szczególnie tym, którzy poszukują nietypowych, zarówno nowych jak i tych starych, zapomnianych nieco, smaków. Musicie wiedzieć, że farma "JEdynie" współpracuje z wieloma krakowskimi szefami kuchni i nierzadko z tej najwyższej, kulinarnej półki.
Dzieciakom małym i dużym - nie pamiętam jak to jest, ale wyobrażam sobie, że te wielkie pomarańczowe kule muszą robić wrażenie na maluchach. Bale z siana, kukurydziany labirynt, po którym można biegać bez końca, na pewno też im się spodoba. Dam sobie głowę uciąć, że po wizycie na takiej farmie, nawet niejadki pokochają warzywa.
Instagramerom - z roku na rok jest dużo więcej atrakcji i fajnych kadrów, choć uczciwie powiem, że okolica farmy, która znajduje się przy samej ulicy, wcale nie jest malownicza. Dynia jednak ma w sobie to coś, co sprawia, że zdjęcia, nawet te zrobione w paskudny, deszczowy, listopadowy dzień, wyszły nam po prostu świetnie. To się nazywa być fotogenicznym!
Co roku wyjeżdżam z farmy "JEdynie" ze skrzynką pełną warzyw (dobrze, że Dział Techniczny pomógł mi ją dźwigać😉). Zdobią zwykle pięknie mój jesienny balkon. Od czasu do czasu porywam jednak którąś z dyń, by na talerzu również zagościła jesień. Na zdjęciu poniżej dynia faszerowana sosem "na-winie". Biorę z lodówki co się nawinie, ale tak, żeby w smaku przypominało chili con carne: resztka kukurydzy z puszki, ugotowany kiedyś tam woreczek pęczaku, mięso mielone, garść soczewicy, pół startej cukini i koncentrat pomidorowy. Do tego, obowiązkowo, kumin i szczypta cynamonu. Wypełniona tym wszystkim dynia będzie szczęśliwa i Wasze brzuszki też 😊.
:)
OdpowiedzUsuń