Tym razem jedziemy do Raju, dosłownie. Nie pierwszy raz zresztą. Znamy to miejsce od kilku lat, choć mało kto o nim słyszał. Nigdy nie byłam tam sama. Po pierwsze dlatego, że Raj fajnie jest z kimś dzielić, a po drugie, bo Raj jest wysoko i koniecznie trzeba mieć ze sobą dobrego kierowcę 😉
Raj jest całkiem niedaleko od Krakowa, w którym mieszkam, w Beskidzie Żywieckim. Zanim jednak tam dotrzemy, mijamy po drodze świeżutko odrestaurowany, renesansowy zamek w Suchej Beskidzkiej. Warto się tu zatrzymać na krótki spacer po parku, a może i obiad w zamkowej restauracji. (Nie próbowałam, ale po zapachach wnoszę, że serwują tu tradycyjną kuchnię polską 😉)
Obiekt zwany "małym Wawelem", odzyskany przez miasto w 2016 roku, przeszedł gruntowną renowację i jest obecnie prawdziwą perełką architektury. Zaglądamy z ciekawością w zamkowe zakamarki, przysiadamy na ławeczce w parku. Chętni mogą również zwiedzić tutejsze muzeum. My, na pewno wrócimy tu na jeden z koncertów organizowanych zarówno na dziedzińcu jak i w salach zamku.
Zamek i ja, jak zwykle, od tyłu 😉
Po krótkim odpoczynku, ruszamy w dalszą drogę i niecałe pół godziny później jesteśmy w Raju.
O Boże hotel?!!🤯... Patrząc na zdjęcia poniżej, można być nieco rozczarowanym, bo faktycznie Beskidzki Raj to nazwa czterogwiazdkowego hotelu, który, jakby trochę przez przypadek, znalazł się w naszym raju. Ale nie ma co marudzić. W hotelu można coś zjeść, popływać w basenie lub wymoczyć ciałko w jacuzzi z przecudnym widokiem na góry. Nie to jednak sprawia, że tu wracamy, zachwyceni tym miejscem.
Żeby zrozumieć o co nam chodzi, trzeba wspiąć się na, znajdującą się tuż obok hotelu, drewnianą wieżę widokową.
Każdy krok po drewnianych stopniach wieży przybliża nas do rajskich widoków. U góry czeka bowiem zapierająca dech w piersiach panorama na cztery strony świata i najważniejsze pasma górskie w okolicy: od Pilska, po Turbacz. Przy dobrej widoczności widać nawet Kraków 😀.
Najpiękniej jednak wygląda stąd Babia Góra, na którą można patrzeć godzinami. Ten widok nigdy mi się nie znudzi.
Co jeszcze można zrobić w Raju? Przy hotelu jest spory plac zabaw, mini zoo, kort tenisowy, miejsce na grilla czy imprezę integracyjną. Jeśli będziecie mieć nieco szczęścia, zjecie całkiem przyzwoity i niedrogi obiadek w grillbarze na dole w wieży (działa tylko w wakacje i niestety też nie zawsze) Weźcie ze sobą trochę gotówki, bo będzie potrzebna zarówno w barze jak i przy wejściu na wieżę (ok. 3 zł).
Na samej górze wieży jest jeszcze wejście do pewnego tajemniczego pomieszczenia. Po małym śledztwie okazało się, że hotel w tym miejscu oferuje tzw. "kolację w chmurach". Pomysł ciekawy, ale ma swoje wady np. toaleta u góry czynna jest tylko latem. Wystrój pokoju też wydał nam się mało przytulny, ale to rzecz gustu oczywiście. Moja rada: Jeśli ktoś chciałby skorzystać z tej oferty, warto wcześniej zajrzeć do środka i, przede wszystkim, dopytać o wszystkie szczegóły personel hotelu, żeby nie było niedomówień i rozczarowania. Tym bardziej, że ta nietypowa kolacja do tanich nie należy (koszt około 500 zł).
Z kolacją czy bez, dla mnie nie ma znaczenia, ja to miejsce i tak uwielbiam i dlatego wciąż tu wracam. Spytacie po co? Odpowiem krótko: po góry jak dłoni, po wiatr we włosach, po zieloną przestrzeń u mych stóp.
Komentarze
Prześlij komentarz