Gospodarstwo agroturystyczne Koziarnia jest mi znane, gdyż spędziłam w nim kilka lat temu jeden z najbardziej niezwykłych, babsko - winnych weekendów, organizowanych przez Stowarzyszenie Kobiety i Wino. To wtedy poznałam rodzinę Państwa Lorków, właścicieli obiektu, którzy okazali nam prawdziwie góralską gościnność, karmiąc fantastycznym domowym jedzeniem, ucząc piec podpłomyki, częstując domowej roboty cydrem, serami, kiełbasą z ogniska, rybą z własnej wędzarni. Oprócz wspomnień pozostało przeczucie, że to miejsce ma ogromny potencjał, i że jeszcze kiedyś o nim usłyszę.
Przy garach w Ogniu, w tym roku przynajmniej, stoją prawdziwi mistrzowie: Rafał Bernatowicz - właściwie człowiek renesansu - archeolog, fotograf, filmowiec, weterynarz, stolarz, kucharz. Jego naczynia z drewna zdobią stoły najlepszych restauracji w Polsce, również tych gwiazdkowych jak Atelier Amaro. Rolę grillowego "sous-chefa" pełni Pavel Portoyan, znany Krakowianom i nie tylko z fantastycznego KRAKO SLOW GRILL & PAVEL PORTOYAN na Lipowej.
Na przystawkę polecam gorąco podpłomyki z pieca. My jedliśmy wersję z serami Pani Jadzi (Lorkowej 😊), ale jeszcze ciekawiej prezentowała się opcja rybna - z sielawą (30 zł). Taki podpłomyk może być również pyszny na słodko z serem i owocami.
Ucztę można zakończyć tradycyjnym domowym ciastem (albo wziąć jeszcze jednego podpłomyka, jak Wam się zmieści 😉).
- Wygodne buty - najlepiej sportowe. Miejsce znajduje się w lesie, blisko rzeki i stawu, bywa mokro, więc szpileczki, klapki czy sandały wkładacie na własną odpowiedzialność.
- Dutki - i to sporo. Nigdy nie zrozumiem (albo nie chcę zrozumieć), dlaczego w takich miejscach nie można zapłacić kartą. No, ale nie można i już!
- Cierpliwość - morze cierpliwości i zrozumienia dla rodzinnego biznesu, który rządzi się tu własnymi prawami. Obsługa, choć stara się być miła, zwyczajnie nie wyrabia na zakręcie i może nawet nie zauważyć, że jesteście. Ale przecież nigdzie nam się nie spieszy.
Komentarze
Prześlij komentarz