NIKKEI NINE - El condor w kimonie

Wejście do restauracji Nikkei Nine, Hamburg

Jeśli będąc w Hamburgu (więcej o samym mieście 🔎 tutaj), szukacie wyjątkowego miejsca na szczególną okazję, to Nikkei Nine będzie doskonałym wyborem. Miejsce przyciąga przede wszystkim nietypowym, na pierwszy rzut oka, połączeniem dwóch odległych światów, serwując kuchnię... japońsko-peruwiańską! Okazuje się jednak, że ta przedziwna kombinacja ma swoje historyczne uzasadnienie, a smaki odnalezione na talerzu zachwycą każdego, kto nie boi się kulinarnych eksperymentów.


Nikkei to nazwa jaką określa się do dziś dosyć liczną japońską społeczność zamieszkującą Amerykę Południową. Pierwszych 790 japońskich emigrantów przybyło do Peru pod koniec XIX wieku, aby pracować na tamtejszych plantacjach. Niektórzy pewnie mieli też nadzieję znaleźć złoto, z którego słynęło Peru, szybko wzbogacić się i wrócić do ojczyzny. Przeznaczenie jednak nie było dla nich łaskawe: ciężka praca, trudna asymilacja sprawiły, że wielu postanowiło szukać szczęścia w innym raju i wyjechało do Stanów Zjednoczonych. Ten wybór przyniósł wielu kolejne rozczarowania, a za czasów II Wojny Światowej przymusowe wcielenia do US Army lub nawet obozy internowania. Nadzieja na lepszy los zatliła się na chwilę, w latach 80-tych ubiegłego stulecia, gdy przeżywająca rozkwit gospodarczy Japonia, otwarła na nowo ramiona dla emigrantów o japońskich korzeniach. Niestety eksperyment nie powiódł się, gdyż konserwatywne społeczeństwo japońskie nie było w stanie zaakceptować Japończyków o indiańskich rysach twarzy czy amerykańskich zwyczajach. Nikkei znów musieli opuścić kraj. Wielu z nich wróciło do Peru i Brazylii, niektórzy osiedlili się w Europie, tak jak przodkowie właścicieli restauracji Nikkei Nine, którzy wybrali Hamburg i tu postanowili kultywować nikkejską tradycję kulinarną, łącząc japońską wiedzę na temat ryb i owoców morza z peruwiańskimi dodatkami, takimi jak ziemniaki, papryka i lokalne przyprawy.

Nine to według japońskiej tradycji liczba symboliczna. Po pierwsze: dziewięć godzin to idealna długość zdrowego snu, po drugie: idealna kolacja (przynajmniej dla restauratora 😉) jest wtedy, gdy dziewięć osób zasiądzie przy jednym stole. Nie wiem ile w tym prawdy, ale taką interpretację wyczytałam na stronie restauracji. Niewątpliwym faktem jest jednak na pewno to, że restauracja mieści się przy ulicy Neuer Jungfernstieg pod numerem 9 i to mi osobiście wystarcza 😊.

Restauracja usytuowana jest w piwnicach Hotelu Fairmont Vier Jahreszeiten tuż nad brzegiem jeziora Binnenalster. Schodzimy więc w dół i już na schodach czujemy, roztaczającą się wokół magię. Wejścia strzegą dwie dostojne pumy, klimat tworzy głównie światło i czarno-złote detale. Złota zresztą jest tu naprawdę sporo. Można poczuć się niemal jak w inkaskiej świątyni. Poddajemy się tej atmosferze i przechodzimy przez kolejne sale.






Miejsce jest naprawdę niezwykłe. Jedynie otwarta kuchnia, gdzie podglądać można pracę kucharzy, przypomina nam, że jednak jesteśmy w restauracji 😉.


Japoński klimat odnajdujemy na plakatach przy wejściu do kuchni i w prostocie detali na obłędnym suficie. Spójrzcie tylko na to cudo !!!


Urzeczona wystrojem, z trudem skupiam się na karcie dań, choć z drugiej strony nie mogę się doczekać tego, co będzie nam dane tu przeżyć. W końcu daję się porwać w kulinarną podróż. Zamawiamy kilka różnych dań, chcemy spróbować jak najwięcej.


Mix sushi i sashimi (51 EUR) to danie dość klasyczne i dość drogie nawet jak na tego typu miejsce. Mam na myśli głównie stosunek ceny do ilości. Składniki oczywiście świetnej jakości. Plus za niewielką ilość ryżu, tylko tyle ile trzeba. Poprawnie, ale nic poza tym.


Dużo ciekawsza okazała się przystawka w klimatach peruwiańskich, będąca wariacją na temat typowego w Peru dania zwanego Causa (19 EUR). W oryginale jest to taki ziemniaczany przekładaniec, przygotowywany ze specjalnej odmiany żółtych ziemniaków, rozgniecionych na gładką masę i doprawionych ostrą papryką oraz sokiem z limonki. Ziemniaczane warstwy przekłada się plastrami awokado i najczęściej tuńczykiem, krewetkami, lub mięsem kurczaka, pomieszanymi z majonezem. Niekiedy dodaje się też jajko ugotowane na twardo.
Tutaj to ziemniaczane purée podano z krewetkami w tempurze. Wersja bardzo nowoczesna i do tego pyszna i sycąca. Dla mnie mogłoby to być nawet danie główne. Rewelacja!


Na danie główne wjechała jednak doskonale przyrządzona ośmiorniczka w sosie anticucho. Anticucho to w Peru, i nie tylko, po prostu szaszłyk, któremu smak nadaje specjalnie skomponowany sos na bazie papryki chili, kuminu, czosnku, limonki, octu winnego i oliwy. Okazuje się, że ta mieszanka świetnie nadaje się również do marynowania owoców morza.


W Nikkei Nine znajdzie się też coś wyjątkowego dla mięsożerców. Iberico secreto (36 EUR) to znany również w na starym kontynencie przysmak pochodzący z Hiszpanii. Chodzi o grillowany mostek wieprzowy. Gdzie tu sekret? Na pewno w nazwie i może trochę w tym, że tylko wtajemniczeni wiedzą, którą część mostka należy wybrać, aby danie smakowało wyjątkowo 😊. Nasz sekret dodatkowo zawinięty był przepięknie w liść magnolii. Jak się okazało, suszone liście tego kwiatu wykorzystywane są często w kuchni japońskiej do grillowania właśnie.



Deser tradycyjnie już wzięliśmy na spółkę. Wybraliśmy lekki, wegański mus z komosy ryżowej (quinoa) z owocami i czekoladowymi żelkami (10 EUR). Jak smakował? Hmm, daleko mu do szarlotki z bitą śmietaną 😉, ale na pewno to zdrowa i dietetyczna opcja. Pierwszy raz również jadłam pitaję, czyli smoczy owoc (to te białe kosteczki w czarne kropki), więc “experience” uważam za udany.


Nasza kolacja w Nikkei Nine dobiega końca. Jeszcze tylko espresso i rachunek. Kawa gorzka, bo taką lubimy, rachunek słony, jak można było się spodziewać. Wydaliśmy około 200 EUR na dwie osoby, ale nie żałujemy. Poznanie nietypowej i mało popularnej w Polsce kuchni nikkei było tego warte.

Na koniec dobra wiadomość: od poniedziałku do piątku restauracja serwuje również lunch dnia. Do wyboru są dwie opcje: dwudaniowa (17 EUR) i trzydaniowa (19 EUR). To dowód na to, że można eksperymentować, nie rujnując przy tym podróżniczego budżetu 😊.

Zachęcam również do przeczytania postów o innych ciekawych miejscach w Hamburgu: Elbphilharmonie 🔎tutaj, Fishmarkt 🔎tutaj

Komentarze

Obserwuj Instagram!