Pierwsze informacje o targu rybnym w hamburskiej dzielnicy Altona, pochodzą z XVI wieku. Oficjalnie sprzedaż ryb rozpoczęła się w tym miejscu w 1703 roku, czyli ponad 300 lat temu. Nie jest to pewnie ani najstarszy, ani największy, ani najbardziej urokliwy targ na świecie, ale jeśli jesteś w Hamburgu, tego miejsca absolutnie nie wolno Ci pominąć.
Są dwa sposoby na to, aby znaleźć się na Fishmarkt: albo kończysz tutaj nad ranem całonocną, sobotnią imprezę w pobliskiej dzielnicy St. Pauli, albo niestety musisz zerwać się bladym świtem z ciepłego, hotelowego wyrka. Tak się składa, że tym razem musiałam się poświęcić i nastawić budzik na 6.00. Kto mnie zna, wie, że na taki wyczyn stać mnie tylko w wyjątkowych sytuacjach. Czułam jednak, że miejsce jest tego warte. Ten niezwykły targ otwarty jest wyłącznie niedzielnym bladym świtem tj.w godzinach 5.30-9.30. Kiedy rozespana, dotarłam na miejsce, z przyjemnością zauważyłam, że amatorów porannego rybnego szaleństwa jest dużo więcej niż można sobie wyobrazić. Tłum ludzi i zapachy wokół rozbudziły na dobre mój umysł i kubki smakowe.
Z każdej budki dochodziły do nas nawoływania sprzedawców i kusząca woń wędzonych i smażonych rybnych smakołyków. Od której by tu zacząć? To dylemat chyba każdego, kto jest tu pierwszy raz.
Ilość propozycji jest naprawdę ogromna: mamy ryby, owoce morza i inne specjały niemieckiej kuchni w każdej niemal postaci.
Jako pierwszy rozpłynął mi się w ustach szaszłyk z wędzonego, ciepłego jeszcze łososia, podany najprościej jak się da, w towarzystwie chrupiącej bułeczki. Zresztą, gdzie nie spojrzysz, wystrojone w zieloną sałatę bułki z rybnymi specjałami kuszą bezbronnego łasucha.
Ale nie dajcie się zwieść, my tu przyszliśmy w konkretnym celu. I jeśli ma być bułka to koniecznie ze śledziem. Problem wyboru z głowy? Wręcz przeciwnie. Schody dopiero się zaczynają. Serwują tu bowiem śledzie najróżniejszej maści. Wygrywa ten kto zna niemiecki 😉. Dalej, nie żałujcie sobie. Tym bardziej, że ceny zachęcają.
Jest jednak jeden specjał, na który szczególnie Was namawiam. Chodzi o matjasa. Znacie? Zapewniam Was, że nie. Ryby, które dostępne są w Polsce to zwykle śledzie "à la matias", a to ogromna różnica. Prawdziwe matiasy to młode, dziewicze śledzie, które nie brały jeszcze udziału w tarle. Specjalistami w ich połowie i oprawianiu są oczywiście Holendrzy. Świeże, młode śledzie dostępne są tylko w maju i czerwcu. Na szczęście mrożone sprzedaje się cały rok. Ich mięso jest delikatniejsze, dużo tłustsze, ale mniej słone. Najłatwiej rozpoznać je po kolorze. Matiasy mają piękną różową barwę. Śledzie sprzedawane w Polsce mają mięso o białej lub lekko szarej barwie.
Popatrzcie na tego matjaska. Czyż nie jest piękny? W życiu nie jadłam lepszego śledzia. Przysięgam!
Fishmarkt to nie tylko targ rybny. Gdy wejdziecie głębiej, zobaczycie, że dostać tu można jak w przysłowiu: "szwarc, mydło i powidło". Mnie osobiście urzekły kolorowe kosze warzyw i owoców. Uwierzcie, że, choć wygląda to nieco kiczowato, w tym miejscu nie jest to turystyczny gadżet. Pomyślcie, któremu turyście potrzebna jest surowa marchew, seler czy kawałek pora. Jednak bardzo wiele osób naprawdę to kupuje. Cena (10 EUR) wydaje mi się atrakcyjna.
Stragany i budki to nie jedyne atrakcje. Koniecznie zajrzeć trzeba do znajdującej się na końcu targu Hali aukcyjnej. Zabytkowy budynek, zbudowany na planie bazylikowym, z przepiękną szklaną kopułą, został wiernie odbudowany po bombardowaniach wojennych z 1942 roku. W imponującym wnętrzu odbywają się koncerty na żywo, a nawet transmisje niektórych programów telewizyjnych. Jest wiec kultowo i dość tlocznie, ale przyjemnie jest odpocząć w tym miejscu, siadając przy jednej z długi ław, z kubkiem kawy lub piwa w ręce.
W hali, na jednym z górnych poziomów, można załapać się na Fishmarkt - brunch (22 EUR od osoby) Dla chętnych poniżej fotka z przykładowym menu.
Wracamy na skąpany w lutowym deszczu targ. Jest po dziewiątej i widać, że właściciele straganów powoli zaczynają się zbierać. To nie żart, o 9.30 przez megafony usłyszycie alarm do odwrotu. Zamknięta ulica musi zostać udrożniona, sterty kartonów i palet usunięte.
Pogoda nie rozpieszcza. Mam wrażenie, że deszcz i wiatr nie przeszkadza tu jednak nikomu. Ostatnie zdjęcie: tłum ludzi, rzeka, olbrzymie dźwigi portowe w dali, mewy i krople deszczu na obiektywie, oddaje chyba najlepiej wyjątkowy, nieoczywisty klimat miejsca. Jedyne czego nie potrafię Wam przekazać to cudowny smak i zapach śledzia.
Więcej wrażeń z tego fantastycznego miasta znajdziesz 🔎tutaj, a o słynnej Elbphilharmonie przeczytasz 🔎tutaj.
Komentarze
Prześlij komentarz