Czym zaskoczyło mnie Las Vegas? Przyjechaliśmy około południa i zobaczyłam typowe, trochę chaotyczne, trochę zaniedbane, amerykańskie miasto.
Zupełnie inne niż to, które znam z filmów i zdjęć w Google. I tak naprawdę dopiero wieczorem, spacerując po Stripie, oślepiona tysiącami neonów, oszołomiona przepychem hoteli i kasyn uświadomiłam sobie, że przecież, oprócz milionów turystów, w tym mieście żyją, zupełnie normalnie ze swoimi rodzinami, rzesze taksówkarzy, kelnerów, kucharzy, sprzątek, boyów hotelowych, krupierów, dzięki którym możemy bawić się na całego w tym absolutnie odjechanym, gigantycznym wesołym miasteczku, pełnym najrozmaitszych atrakcji. Bo do Las Vegas można oczywiście przyjechać i nic nie zobaczyć, za to nieźle się zabawić. Można jednak świetnie się zabawić i zobaczyć takie rzeczy, których gdzie indziej na świecie próżno szukać.
Oto obowiązkowe punkty programu.
Fotka po znakiem Las Vegas
Ameryka pełna jest kultowych, dobrze znanych nam z widzenia (głównie na ekranie) znaków, symboli i napisów. Ten, na pewno jest jednym z nich i obowiązkowo trzeba sobie pod nim cyknąć fotkę. Znak znajduje się od południowej części Stripu, na środku mega ruchliwej ulicy, ale to nie problem. Są pasy dla pieszych i niewielki parking, gdzie rotacja samochodów jest tak duża, że zawsze znajdzie się miejsce. Uważać należy tylko, szczególnie wieczorem, na miłe panie, które za niewielką opłatą chętnie zrobią Wam nie tylko zdjęcie 😉.
Lans na Stripie
The Strip, główny bulwar miasta, sam w sobie jest atrakcją i najlepiej znaleźć sobie miejsce, żeby móc podziwiać go w pełnej krasie. Polecam szczególnie panoramę z wieży hotelu Stratosphere lub, bliżej centrum, z tutejszej Wieży Eiffla albo, zupełnie za darmo, z ostatniego poziomu parkingu przy hotelu Mirage. Jak już się napatrzycie, ruszajcie w miasto. Ta ulica nigdy Wam się nie znudzi. Nie zaskoczę, kiedy powiem, że najpiękniej wygląda oczywiście nocą.
Muzyczna fontanna przy hotelu Bellagio to absolutny "must see". Świetliste gejzery, tańczące w takt znanych hitów, od Elvisa Presleya po Franka Sinatrę, za każdym razem robiły na mnie ogromne wrażenie. Fontanna jest gigantyczna: najwyższe słupy wody dochodzą do 140 m wysokości (to prawie dwa razy tyle co nasz krakowski kościół Mariacki!) Pokazy można oglądać każdego popołudnia, co pół godziny, a w nocy od 20.00 - 24.00 nawet co 15 minut.
Rajd po hotelach
Ciekawostką jest to, że w Las Vegas za hotelowy luksus płaci się grosze lub prawie grosze. Wszystko po to, by zachęcić turystę do pobytu właśnie w tym, a nie innym miejscu i wycisnąć z niego maksymalnie dużo, przede wszystkim w kasynie, ale także za wszystkie inne, dodatkowe przyjemności. Zasada "dotknięte - sprzedane" to tutaj standard. Należy uważać szczególnie na napoje i przekąski w pokoju. Zdarza się, że czujnik naliczy opłatę już przy przesunięciu butelki z wodą. A ceny potrafią oszołomić bardziej niż wystrój hotelu. Znając jednak zasady gry, można się w Vegas nieźle urządzić i choć przez chwilę liznąć naprawdę kawał wielkiego świata.
Będąc tydzień w Las Vegas poświęciłam cały jeden dzień na rajd po hotelach, metodycznie, z mapą w ręku. Poniżej subiektywny ranking moich faworytów:
Venetian Hotel - według mnie najpiękniejszy hotel w mieście. Stylizowany na włoską Wenecję, jak za dotknięciem zaczarowanej różdżki, przenosi nas do Europy, w renesansowy świat pałacu Dożów. Przepych i wyjątkowa dbałość o szczegóły wprost oszałamia.
Nie umiem się zdecydować, czy wolę ten hotel od zewnątrz, od wewnątrz, w dzień czy w nocy. Zdjęcia poniżej robione są o 2.00 w nocy, a efekt jakby był środek dnia. I te kanały z prawdziwą wodą, gondole, plac św. Marka - jak żywe.
A taki widok mieliśmy za oknem. 😊
Paris Las Vegas - na podium trafia również mój ukochany Paryż. Nieco mniejszy niż w rzeczywistości: Wieża Eiffel'a jest połowę mniejsza, a Łuk Triumfalny stanowi ⅔ oryginału. Mimo to jest baaaardzo francusko.
W środku oczywiście uliczki, kafejki, latarnie dokładnie takie same jak w stolicy Francji. Ma się wrażenie, że Wieża Eiffel'a "wchodzi" ze swoimi metalowymi nogami do środka tej niezwykłej scenerii. Do wieży również można wejść. Na szczycie znajduje się punkt widokowy i ekskluzywna restauracja.
Na mapie miasta naliczyłam 35 kultowych hoteli znajdujących się przy samym Stripie. Odwiedziłam ponad 20. Wszystkie absolutnie obłędne. Do tego centra handlowe gigantycznych rozmiarów. I choć nie żałuję wysiłku, to przyznam, że koniec końców nawet luksus potrafi znużyć 😉.
Szaleństwo w kasynie
Jak się człowiek zmęczy chodzeniem, to można sobie usiąść w jednym z tysięcy hotelowych barów, albo najlepiej od razu przy maszynie do gry, drinka odniosą. Trzeba pamiętać, by wcześniej wykupić żetony, no i jazda... Kasyna to osobny temat, bo przecież po to właśnie tysiące ludzi przyjeżdża do Vegas. Jedni, by się zabawić, inni desperacko wierzą, że tu właśnie będą mogli się odkuć. Obyśmy wszyscy zawsze byli w tej pierwszej grupie. Zabawa w kasynie jest bowiem super, jeśli spełniasz dwa warunki: po pierwsze masz trochę kasy do stracenia, po drugie umiesz sobie powiedzieć "stop". Wiem z doświadczenia, że to niełatwe. Kasyna położone zawsze przy głównym wejściu, kuszą dostępnością, są dla każdego. To nie tak, jak w Europie, że stoi smutny pan przy wejściu i wpuszcza tylko VIPów. Tu drzwi stoją otworem i zachęcają dosłownie wszystkich, by wystąpili do "mamonowego raju" 😇.
Basen na kaca
Chłodna woda w basenie jest dobra na kaca i na upał. Tego pierwszego komentować nie trzeba, jesteśmy przecież w mieście grzechu, gdzie zabawa musi trwać do rana. Gorąc natomiast to już nie nasza wina. Las Vegas znajduje się na pustyni, gdzie temperatura w miesiącach letnich przekracza zwykle 40 stopni. Na pocieszenie mamy jednak, w każdym hotelu, luksusowy basen. Ten na zdjęciu poniżej, to mój ulubiony w Ceasars Palace. Wszystko tu jest w stylu rzymskim, nawet bar "Snackus Maximus" i budka ratownika w kształcie lektyki. Totalny odjazd!
Przelot nad Fremont Street
Hazard i imprezy do białego rana to nie jedyne ekstremalne przeżycia, jakich można doświadczyć w Vegas, a The Strip to nie jedyna ciekawa ulica w mieście. Warto również zajrzeć do Downtown gdzie, wokół Fremont Street, też wiele się dzieje. Jest trochę oldschoolowo, jak na starych filmach, ale z klimatem. Fajne jest to, że pod kolorowym zadaszeniem ulicy rozpięta jest lina, po której można przelecieć przez całe Fremont. Są tacy, którym się bardzo podobało. To ta grupa ludzi, która chętnie wydziela adrenalinę na bungee i rollercoasterach 😉. Las Vegas też jest dla nich.
Las Vegas to miasto zbudowane na pustyni, ale myli się ten, kto uważa, że pustkowie wokół nie ma nam nic do zaoferowania. Oto kilka obowiązkowych atrakcji kiedy już zamarzycie, by odpocząć od zgiełku.
Hoover Dam
40 minut jazdy samochodem od Las Vegas znajduje się jedna z perełek inżynierii lądowej w Ameryce - Zapora Hoovera. Nie bardzo miałam ochotę na takie, przypominające mi pracę klimaty, ale dział techniczny powiedział, że warto i jak zwykle miał rację. Zapora, zbudowana wśród skał, była swego czasu największą tego typu budowlą w Stanach. Dzięki niej świecą nie tylko neony Las Vegas, ale całej Nevady, Arizony, a nawet Kalifornii! Przepięknie położona na rzece Kolorado, tworzy niezwykle malownicze sztuczne jezioro Mead, do dziś największe sztuczne jezioro w Stanach. Warto wstąpić do niewielkiego muzeum przy zaporze, żeby skryć się przed upałem i dowiedzieć się nieco więcej o tym miejscu (wstęp do muzeum 10 USD, zwiedzanie całej zapory 30 USD, parking 10 USD).
Death Valley
Najbardziej suche i najgorętsze miejsce w Ameryce. Do tego najwieksza depresja kontynentu. Ponoć tutaj odnotowano w 1913 roku najwyższą temperaturę na świecie 56,7°C, a grunt w letnie dni nagrzewa się do temperatury 100°C i można na nim smażyć jajka, choć nie radzę, bo to głównie piach i kamienie. Według doniesień wielu naukowców, niektóre nawet same się przesuwają - jajka mogłyby więc dostać nóg 😉! Wysoka temperatura sprawiała w przeszlosci, że niejeden wędrowiec zostawił tu życie w poszukiwaniu złota (stąd nazwa miejsca). Nie dziwię się. Ja na zewnątrz spędziłam około 15 minut i miałam dosyć, ale widoki jak z innej planety, nie do opisania. Szczególnie polecam punkt widokowy Zabriskie Point. Z Doliny Śmierci można w dwie godziny wrócić do Las Vegas lub, tak jak my, jechać dalej do Parku Narodowego Sekwoi. Przy okazji warto zatrzymać się na noc w miejscowości Olancha i spędzić noc w indiańskim Tipi.
Grand Canyon
I na koniec wisienka na torcie, czyli osławiony Wielki Kanion, do którego z Las Vegas można dotrzeć w cztery godziny. Żadna historia o tym miejscu nie będzie przesadzona. Najpiękniejsza dziura w ziemi przyciąga jak magnes ludzi z całego świata, ale o tym i innych odwiedzonych przez nas parkach narodowych opowiem innym razem. Póki co podziwiajcie razem ze mną...
Garść informacji praktycznych
Jak dojechać?
Samolotem oczywiście. Las Vegas ma swoje własne lotnisko, ale taniej jest polecieć przez Los Angeles i przy okazji zobaczyć Hollywood. No chyba, że zniesienie wiz zainspiruje przewoźników do jakichś fajnych promocji. Warto śledzić rynek.
Gdzie spać?
Lista moich propozycji znajduje się powyżej😉. Ale oczywiście wybór należy do Was. Warto pobuszować w ofertach. Prawdziwe okazje na Stripie można znaleźć już od 60 zł za noc!
Gdzie zjeść?
Koniecznie wstąpcie do jednej z pięciu restauracji Gordona Ramsaya. Niesamowitym doświadczeniem jest również kolacja na wieży hotelu Stratosphere. O moich wrażeniach z tych miejsc przeczytacie w osobnych postach. Będąc w Las Vegas, nie wolno pominąć jeszcze jednej kulinarnej atrakcji: tzw. buffet menu, gdzie za określoną kwotę jecie, ile chcecie. Ilość ma tu kluczowe znaczenie. Takich gór żarcia nie zobaczycie nawet na polskim weselu! Najlepsze i najsłynniejsze bufety to: Bacchanal (45 - 65 USD) w Caesars Palace, Wicked Spoon w Cosmopolitan (29 - 49 USD). Polecam również Buffet at Wynn w hotelu o tej samej nazwie (29 - 53 USD) To nie jest tania opcja, trzeba pamiętać jeszcze o obowiązkowym napiwku minimum 15%, a czasem również nienaliczonym podatku, ale jak się wygra fortunę w kasynie, to będzie można poszaleć …😉
Komentarze
Prześlij komentarz